Na odwołanie Roberta Kostry
Ministra Hanna Wróblewska szybko dojrzała do standardów Polski uśmiechniętej głupkowato i fałszywie. Nie jest łatwo czynić złe rzeczy, ale... od czego silna wola. Udało się jej.
Mnie poniekąd też się udało. Z różnych powodów odwlekałem opublikowanie tekstu o moralnych powinnościach elit rządzących polskimi muzeami. Siłą tekstu miała być prostota dychotomii. Po jednej stronie pisowscy i peowscy szefowie narzucający przekaz nienawiści i zemsty, po drugiej zaś – ludzie, którzy z racji pełnionych funkcji i przymiotów intelektu dostrzegają, jak miałki jest ten przekaz. Może i wymyślanie sobie od agentów ma wyborczy sens, ale, przecież, poza sensem wyborczym jest jeszcze Kraj, jest „rzeka podziemna”. Ktoś musi dbać o to, by przynajmniej tu i ówdzie działała patriotyczna, dalekosiężna mądrość. Zanim upadła Rzeczpospolita XVIII w., ktoś założył Bibliotekę (Załuscy), a ktoś opracował wspaniały projekt kodeksu prawnego (Zamoyski)... i tak dalej. Było z czego zbierać sen o Polsce, kiedy jej nawet na mapie nie było.