Dziesięć plag Izraela
Netanjahu mówi, że będziemy walczyć aż do zwycięstwa. To bzdura. Takiej wojny nie da się wygrać. Hezbollah nigdy się nie podda
Z Yossim Melmanem rozmawia Karolina Wójcicka

Yossi Melman, izraelski pisarz i dziennikarz związany z „Ha-Arecem”
Yossi Melman, izraelski pisarz i dziennikarz związany z „Ha-Arecem”
Izrael przeprowadził w ubiegłym tygodniu skomplikowaną operację na terytorium Libanu, doprowadzając do niemal zsynchronizowanych eksplozji pagerów i krótkofalówek. Pokazała ona potęgę Mosadu, ale czy była konieczna? A może była to niepotrzebna eskalacja?
Podchodzę do tej operacji krytycznie, choć nie dlatego, że była niepotrzebna. Moim zdaniem błąd polegał na tym, że nie powiązano jej z czymś większym. Eksplozja pagerów i krótkofalówek to narzędzie, które powinno być użyte dopiero w momencie rozpoczęcia przez Izrael wojny totalnej. Ale z wywiadowczego punktu widzenia operacja pokazała oczywiście determinację, innowacyjność i wyobraźnię Mosadu. Nie sądzę więc, żeby była to niepotrzebna eskalacja. Ludzie mają tendencję do zapominania, że to Hezbollah rozpoczął wojnę przeciwko Izraelowi i naruszył rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1701, która zakończyła wojnę w 2006 r. Niespodziewanie, po 17 latach spokoju na granicy izraelsko-libańskiej, bojownicy stwierdzili, że muszą zainicjować wojnę i ostrzeliwać terytorium Izraela w solidarności z Hamasem. To jest grzech kardynalny. Uważam, że Izrael powinien był rozprawić się z Hezbollahem dużo wcześniej. Tak się jednak nie stało. Choć przyznaję, że znaleźliśmy się właśnie w prawdziwie eskalacyjnej fazie wojny.