Artykuł
Nie architektura, tylko lepiszcze
Polskie miasta są oparte na sztucznie wydzielonych makrosektorach, a to, co się dzieje w ich środku, wygląda dramatycznie. Jest chaotyczne, monotonne, nudne, szare, bez wyrazu plastycznego
Z Czesławem Bieleckim rozmawia Sebastian Stodolak
Który z własnych projektów uważa pan za najbardziej udany?
Niektóre domy prywatne. Dla mnie najważniejsze jest, jakie emocje wywołują w ludziach moje projekty i na jak długo one z nimi zostają. Jeśli właściciele tych domów po 30 latach wracają do mnie, mówiąc, że czują się w nich dobrze, daje to satysfakcję.
A z tych powszechnie znanych projektów?
Stacja Radegast, pomnik zagłady ostatniego getta w Europie. Zastanawiam się, jak będzie odbierany projekt Muzeum Bitwy Warszawskiej...
A gmachu TVP pan nie wymienia?
Paru krytyków i architektów sądziło, że „krajowiec” nie miał prawa narysować i zrealizować tak zaskakującej formy - szklanej Wieży Babel jako symbolu mediów i wystawiło ten projekt do „Makabryły”. Ale, wie pan, jestem ostatnią osobą, która powinna oceniać własne projekty.
Chciałbym po prostu dojść do tego, co jest dla pana najważniejsze w projekcie architektonicznym.
Najważniejsze jest to, kto w danym budynku mieszka albo kto z niego korzysta i czy budynek mówi niejako beze mnie o swoim znaczeniu i miejscu, w którym stoi.
Brzmi jak oczywista prawda dla każdego architekta.
A taką nie jest. Proszę spojrzeć na bibliotekę w Seattle projektu Rema Koolhaasa. To nagradzany projekt, który robi niezwykłe wrażenie na ludziach obserwujących go z dystansu. Ale w opinii użytkowników, zarówno pracowników, jak i czytelników, jest niefunkcjonalną, po prostu niedobrą przestrzenią. Co więcej, nikt z zewnątrz nie jest w stanie domyślić się, co jest w środku - chyba że przeczyta tablicę informacyjną. Sądzę, że budynki, w których na wejściu jest duży napis „wejście”, są po prostu źle zaprojektowane.