Artykuł
Wiara, nadzieja, nienawiść
A gdyby podjąć próbę rozmowy z tymi, którzy – stukając w klawiatury – pochwalają gwałty, o kobietach nie piszą inaczej niż „szmata” i wyznają kult ER
Kiedy myślę o „mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet”, mam – a to choroba zawodowa – skojarzenia książkowe. Po pierwsze z trylogią „Millennium” Stiega Larssona (otwierający ją tom nosił tytuł „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”), ubraną w szaty sensacyjnej fabuły historią systemowej krzywdy i szalonej zemsty: emblematyczna postać Lisbeth Salander, dziewczyny groźnej, nieprzewidywalnej, pozbawionej sentymentów i podważającej zastany porządek, została z kulturą popularną na długo. Po drugie z prawie 300-stronicową sekcją monumentalnej powieści „2666” chilijskiego pisarza Roberta Bolaño, poświęconą fali morderstw kobiet w Ciudad Juárez, mieście w Meksyku, przy granicy z USA: od lat 90. zeszłego wieku znajdowano tam porzucone ciała zgwałconych, brutalnie zabitych pracownic fabryk i montowni – tych ciał były setki. Bolaño przywraca ofiarom imiona i nazwiska, ale zarazem pokazuje, jak śledztwa w sprawie tych zbrodni grzęzną w marazmie, a brutalne czyny pozostają nieukarane: dla świata, który swobodnie dopuszcza krańcową mizoginiczną przemoc i pogardę, kobiety te były niczym przedmioty jednorazowego użytku. Po trzecie – naturalnie z „Opowieścią podręcznej” Margaret Atwood: wizją rzeczywistości z mokrych snów religijnych fundamentalistów, gdzie kobiety – zniewolone w