Artykuł
Economy first!
Wygrać wybory to jedno. Prawdziwe wyzwania czekają i Partię Pracy, i jej lidera Keira Starmera dopiero teraz
Gdy opada wyborczy kurz, przestają się liczyć emocje, uroda kandydatów oraz ich zdolność do płynnego mówienia tego, co elektorat chce usłyszeć. Jakby mniej ważne stają się też pretensje do poprzedników – za sytuację zaczyna odpowiadać nowa władza. Cóż, może nie wszędzie w równym stopniu, ale w dojrzałych demokracjach jak najbardziej. A Wielka Brytania zdecydowanie zalicza się do tej kategorii. Już niedługo niewiele da się więc zwalić na błędy Liz Truss, Borisa Johnsona czy Rishiego Sunaka.
Tęsknota za wzrostem
Wedle opublikowanych właśnie danych Office for National Statistics realny dochód rozporządzalny gospodarstw domowych na osobę wzrósł w czerwcu rok do roku o 2,4 proc. Sprzyjał temu niezwykle szybki wzrost płac, ponieważ w obliczu niedoboru kandydatów pracodawcy starają się zatrzymywać zatrudnionych. PKB na mieszkańca po raz pierwszy od dwóch lat wzrósł w ujęciu kwartalnym – choć nadal jest o 0,6 proc. niższy niż rok wcześniej. Poprawa była więc zbyt późna i za mała, by konserwatyści mogli marzyć o utrzymaniu władzy. Bank of England podkreślił zresztą, że solidny wzrost w pierwszej połowie 2024 r. stanowi raczej odbicie po wyjątkowej słabości ubiegłorocznej, a nie początek trendu silnego wzrostu.
Lider Labour Party Keir Starmer buńczucznie zapowiedział tymczasem, że zadba o to, aby Wielka Brytania osiągnęła najwyższy trwały wzrost gospodarczy wśród państw G7. Oczywiście była to propagandowa szarża. Niepozbawiona co prawda pewnych podstaw, bo kraj wciąż ma wiele atutów – od świetnych uczelni po przyjazną dla biznesu kulturę prawną. Warto też pamiętać, że największe gospodarki unijne mają obecnie jeszcze gorsze wskaźniki wzrostu niż Brytyjczycy. Dużym plusem dla wyspiarzy jest też przewidywalność polityczna. Zauważmy, że od dawna było wiadomo, kto stworzy nowy rząd w Londynie. We Francji, Niemczech czy nawet w Stanach inwestorzy mogą o takiej sytuacji tylko marzyć, i to odbija się wyraźnie na atrakcyjności obligacji. Dla w pełni pozytywnego efektu, czyli przekucia tych wszystkich mocnych stron w namacalny i trwały wzrost gospodarczy, potrzebna będzie jednak bardzo finezyjna polityka reform. I spora dawka szczęścia.