Artykuł
rozmowa
Praca w Strefie Gazy jest jak gra w rosyjską ruletkę
Lacharité: Wciąż czekamy na wyjaśnienia w sprawie ataków na naszą instytucję w Strefie Gazy
Lekarze bez Granic (MSF) poinformowali o dwóch atakach na należące do nich pojazdy w Strefie Gazy, wskazując na winę izraelskiej armii.
Tych ataków było więcej. Pierwszy miał miejsce 18 listopada. Pracownicy MSF i ich bliscy schronili się w naszej klinice i pensjonacie na północy Strefy Gazy. Nie mogli samodzielnie ewakuować się na południe. Brakowało jedzenia, wody. Dlatego MSF zorganizowali skoordynowaną ewakuację. Poinformowaliśmy o niej obie walczące strony. Konwój dotarł do izraelskiego punktu kontrolnego w Wadi Ghazza. Choć uzgodniliśmy wszystko z Izraelem, żołnierze nie zostali o naszej przeprawie poinformowani. Zablokowali wjazd. Konwój czekał tam kilka godzin. W okolicy trwała strzelanina. W końcu postanowiono zawrócić. W drodze powrotnej wpadli na izraelski pojazd opancerzony. Z karabinu ostrzelano dwa samochody. Jedna osoba zmarła na miejscu, druga – cztery dni później. 20 listopada. Ci, którym udało się zawrócić, ponownie schronili się w klinice. Samochody stały przed wejściem. Pracownicy zobaczyli, że pod klinikę podjeżdża opancerzony pojazd i buldożer. Zaczęli ostrzeliwać nasze samochody i wpychać je wewnątrz kliniki, gdzie wybuchł pożar. Nasz zespół się ewakuował. Trzeba podkreślić, że nasze pojazdy były wyraźnie oznaczone logo MSF. W związku z tymi zdarzeniami poprosiliśmy ONZ o skoordynowanie wyjazdu na południe. 22 listopada zorganizowaliśmy autobus i dwa samochody, również oznaczone logo MSF. Kiedy kierowca pojechał odebrać nasz personel i ich krewnych, znowu napotkał pojazd opancerzony. Autobus został ostrzelany. Na szczęście był pusty, a kierowcy nic się nie stało. Do ewakuacji ponownie nie doszło. Dwa dni później nasze pojazdy znowu zostały ostrzelane.