Artykuł
Kotek i myszka (komputerowa)
Praca zdalna pokazała, że nie każdy potrzebuje kontroli. Teraz czas na wprowadzenie modelu zadaniowego wszędzie tam, gdzie to możliwe
Jeszcze do niedawna możliwość zmiany modelu pracy wydawała się bardzo odległa i dostępna tylko dla wąskiej grupy. Przed koronawirusem za szczyt elastyczności pracodawcy uznawano możliwość przychodzenia do biura trochę później (co najczęściej oznaczało także nieco późniejsze wyjście). Poważny wyłom w niemal niepodważalnej dotychczas zasadzie „od do” zrobiła pandemia i konieczność prawie natychmiastowego przestawienia się na tryb zdalny. Okazało się, że nie taki diabeł straszny i firmy nie ogłaszały masowo upadłości z powodu braku kontroli nad pracownikami, którzy przestawaliby wykonywać swoje zadania tylko dlatego, że przebywali poza zakładem. I choć w wielu przedsiębiorstwach nie obyło się bez problemów, to jednak praca zdalna pokazała, że przy dobrej samoorganizacji obowiązki można wykonywać szybciej. Zwłaszcza na tych stanowiskach, gdzie zadania wykonuje się w dużej mierze samodzielnie i nie wymaga to stałego kontaktu z kolegami ani klientami.
Być może to dobry moment na kolejny krok – wprowadzenie tam, gdzie to możliwe, zadaniowego czasu pracy. Dzisiaj stosowany jest marginalnie, a jeśli już ktoś pracuje w ten sposób, to najczęściej jako samozatrudniony. Z pewnością jednak nie obędzie się bez głosów sprzeciwu – takich jak przy pracy zdalnej.
Premia dla wybranych
O jej zaletach i wadach napisano już wiele, chociaż w Polsce w czasie pandemii pracuje w ten sposób jedynie ok. 10 proc. osób. Dla jednych to uciążliwość, która daje pracodawcy prawo do przerzucenia kosztów na podwładnych, a im nie pozwala na oddzielenie pracy od czasu wolnego. Z kolei dla innych to długo wyczekiwanie potwierdzenie tego, co wiedzieli od dawna – że wykonując zadania umysłowe, można to robić wszędzie, niekoniecznie w biurze po przejechaniu połowy miasta w godzinach szczytu.