Artykuł
Spychologia, czyli nikt nie sprząta po pożarach
Przeciągające się spory między samorządami różnych szczebli a administracją rządową uniemożliwiają uprzątnięcie terenów po największych pożarach na składowiskach śmieci ostatnich lat. Gminy, gdzie znajdują się pogorzeliska, są bezradne
Od pożaru na terenach dawnych zakładów Boruta w Zgierzu (największego producenta barwników w Polsce) minęły już ponad trzy lata. Spłonęło wtedy 50 tys. ton odpadów, w tym te przywiezione z zagranicy i gromadzone na dzierżawionym terenie przez dwie firmy wbrew przepisom. Gaszenie pożaru zajęło tydzień, w akcji wzięło udział ponad tysiąc strażaków. Do powietrza trafiły ogromne ilości trujących substancji, w tym 100 proc. emisji rocznej rakotwórczego benzoalfapirenu i 20 proc. rocznej emisji dwutlenku siarki.
- Akcja gaśnicza wypłukała dioksyny, furany, metale ciężkie do gleby i wód opadowych, które spłynęły do rzeki Wrząca, Sokołówki, następnie do Bzury i dalej Wisłą do Bałtyku. To - oprócz dymu - spowodowało największą katastrofę - wspomina Krzysztof Wojtalik, założyciel strony Zielony Zgierz.
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right