Remis ze wskazaniem na Kijów
Słowami wojen się nie wygrywa, ale można dzięki nim zyskać przewagę albo zyskać na czasie. Dlatego Rosja i Ukraina spróbowały wykorzystać posiedzenie najważniejszych organów ONZ do lansowania swoich narracji
Z polskiej perspektywy może się wydawać, że szczyt Organizacji Narodów Zjednoczonych został poświęcony głównie wojnie w Ukrainie, ale tak nie było. Uwagę znacznej części świata przyciągnęły raczej zmiany klimatyczne, a także szeroko pojęte problemy rozwojowe „globalnego Południa”. Jeśli już niepokojono się eskalacją działań wojennych, to przede wszystkim tych na Bliskim Wschodzie, bo ich wpływ na bezpieczeństwo oraz interesy gospodarcze wielu państw jest odczuwany bardziej bezpośrednio. Interesowano się też rzucanymi przy okazji różnych wystąpień propozycjami reformy samej ONZ ewidentnie od lat nienadążającej za wyzwaniami współczesności. Prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva wprost zażądał stałych miejsc w Radzie Bezpieczeństwa dla Ameryki Łacińskiej (czytaj: dla siebie) i dla Afryki. Wokół niego wyraźnie zarysowała się zaś koalicja krajów, co prawda w większości biednych i uzależnionych od współpracy ekonomicz nej z USA oraz Unią Europejską, ale liczących, że siła ich głosów w ONZ może pomóc wynegocjować lepsze warunki owej kooperacji z Zachodem. A przy okazji zerkających też na Chiny, jako na realnego donatora pomocy, co prawda trudnej, ale przynajmniej nieuzależnianej od przestrzegania standardów wyborczych i praw człowieka.