Dziesięć plag Izraela
Netanjahu mówi, że będziemy walczyć aż do zwycięstwa. To bzdura. Takiej wojny nie da się wygrać. Hezbollah nigdy się nie podda
Libańska wioska Khiam po ostrzale przez siły Izraela, 25 września 2024 r.
Z Yossim Melmanem rozmawia Karolina Wójcicka
Izrael przeprowadził w ubiegłym tygodniu skomplikowaną operację na terytorium Libanu, doprowadzając do niemal zsynchronizowanych eksplozji pagerów i krótkofalówek. Pokazała ona potęgę Mosadu, ale czy była konieczna? A może była to niepotrzebna eskalacja?
Podchodzę do tej operacji krytycznie, choć nie dlatego, że była niepotrzebna. Moim zdaniem błąd polegał na tym, że nie powiązano jej z czymś większym. Eksplozja pagerów i krótkofalówek to narzędzie, które powinno być użyte dopiero w momencie rozpoczęcia przez Izrael wojny totalnej. Ale z wywiadowczego punktu widzenia operacja pokazała oczywiście determinację, innowacyjność i wyobraźnię Mosadu. Nie sądzę więc, żeby była to niepotrzebna eskalacja. Ludzie mają tendencję do zapominania, że to Hezbollah rozpoczął wojnę przeciwko Izraelowi i naruszył rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1701, która zakończyła wojnę w 2006 r. Niespodziewanie, po 17 latach spokoju na granicy izraelsko-libańskiej, bojownicy stwierdzili, że muszą zainicjować wojnę i ostrzeliwać terytorium Izraela w solidarności z Hamasem. To jest grzech kardynalny. Uważam, że Izrael powinien był rozprawić się z Hezbollahem dużo wcześniej. Tak się jednak nie stało. Choć przyznaję, że znaleźliśmy się właśnie w prawdziwie eskalacyjnej fazie wojny.