wywiad
Wojna handlowa oznacza wzajemne wyniszczenie
Chiny potrzebują większej liczby partnerów. Europa jest dla nich bardzo ważna. Nie mogą jej odpuścić
Rywalizacja chińsko-amerykańska się pogłębia, a niektórzy eksperci z globalnego Południa przekonują, że gospodarka Stanów Zjednoczonych osiągnęła już szczyt i nie będzie się rozwijać tak szybko jak w przeszłości. Biorąc pod uwagę problemy, z jakimi mierzy się Państwo Środka, nie jest przypadkiem tak, że to Chińczycy osiągnęli już swoje maksimum?
Stany Zjednoczone wciąż są liderem innowacji, a tamtejsza gospodarka wraca do stanu sprzed pandemii koronawirusa. To znaczy, że tak naprawdę nie zaobserwowaliśmy strukturalnego osłabienia w USA. Historia Chin jest zupełnie inna, mamy do czynienia ze strukturalnym osłabieniem trendu wzrostu. Dzieje się tak po części z winy Pekinu. Dużo mówi się ostatnio o czynnikach demograficznych. Nie sądzę jednak, by to akurat one hamowały wzrost. W Europie starzejące się społeczeństwo wywołuje obawy o niedobory pracowników, ale w Chinach ich przecież nie brakuje. Prawdziwym problemem chińskiej gospodarki jest chroniczny niedobór popytu w sektorze prywatnym. Przez długi czas obserwowaliśmy boom, który napędzany był kredytami i dobrą passą na rynku nieruchomości. Sektor ten pogrążył się jednak w kryzysie, który trwa od czterech lat. Wyjście z niego zajmie dużo czasu. Takie kryzysy obniżają zaufanie konsumentów. Do tego dochodzą kwestie geopolityczne. Niezależnie od tego, kto wygra nadchodzące wybory w Stanach Zjednoczonych, niechęć wobec Chin się utrzyma. A Pekin skorzystał przecież na globalizacji, międzynarodowym handlu i inwestycjach zagranicznych.