Żyjemy edukacyjną fikcją
Szkoła nie uczy. W większości przypadków podaje wiedzę, obnosi ją przed uczniami jak w procesji na Boże Ciało, licząc na to, że uczeń jakoś ją przyswoi

Magdalena Radwan-Röhrenschef prezeska Fundacji Dobrej Edukacji, socjolog, w Instytucie Badań Edukacyjnych była liderką zespołu badań nauczycieli reprezentującą Polskę w grupie roboczej Komisji Europejskiej ds. rozwoju zawodowego nauczycieli
Magdalena Radwan-Röhrenschef prezeska Fundacji Dobrej Edukacji, socjolog, w Instytucie Badań Edukacyjnych była liderką zespołu badań nauczycieli reprezentującą Polskę w grupie roboczej Komisji Europejskiej ds. rozwoju zawodowego nauczycieli
Z Magdaleną Radwan-Röhrenschef rozmawia Paulina Nowosielska
Ekspertka edukacyjna czy raczej matka?
Niestety, jedno i drugie. Mam troje dzieci, z czego dwoje w wieku szkolnym, zajmuję się też edukacją. Dlatego cierpię na fundamentalny konflikt dwóch racjonalności: obywatelskiej i tej rodzica, który próbuje sobie radzić w systemie.
I kto wygrywa?
W życiu osobistym częściej matka. Jako rodzic po prostu zadaję sobie pytanie, co zrobić, by mojemu dziecku doświadczenie szkolne wyszło na zdrowie, możliwie najniższym kosztem z mojej strony. Dlatego podejmuję decyzje, na które obywatelka we mnie się krzywi, np. w sprawie selekcyjnych zabiegów w szkole. Jeśli wiem, że są klasy sportowe, językowe, które z natury segregują uczniów, to staram się skierować swoje dziecko właśnie tam. I robię to, mimo że takie podziały są szkodliwe dla budowania społeczeństwa obywatelskiego. Zresztą to niejedyny konflikt, jaki rozdziera dyskusje o edukacji. Obok rodziców i obywateli mamy też nauczycieli - jako nauczycielka próbowałabym dbać o moich uczniów, a jednocześnie o siebie, żeby się nie wypalić. A jako dyrektor być może tworzyłabym te klasy selekcyjne od siódmej klasy podstawówki, na etapie dawnego gimnazjum, by mieć lepszą pozycję startową w konkurowaniu na wyniki na egzaminach wstępnych czy podczas olimpiad.