Artykuł
Wirus, o którym zapominamy
Młodsi specjaliści jeszcze nie widzieli tylu przypadków zaawansowanego AIDS. Starsi owszem – na początku epidemii w latach 80. XX w.
Rok temu, gdy zbliżał się 1 grudnia i Światowy Dzień AIDS, polscy specjaliści pytani o wpływ pandemii koronawirusa na sytuację zakażonych HIV jednym głosem odpowiadali, że robią wszystko, aby utrzymać ciągłość leczenia swoich pacjentów i mimo wielu trudności byli dumni z tego, co udało się osiągnąć. Zwracali jednak uwagę na wyraźny spadek liczby wykonywanych testów na obecność wirusa. Najpierw punkty konsultacyjno-diagnostyczne (PKD) całkowicie zamknięto, później zmieniono zasady ich działania i do teraz w większości z nich konieczne jest wcześniejsze umówienie się na wizytę. To nie zachęca potencjalnych zainteresowanych badaniem do jego wykonania.
W opracowanym przez Krajowe Centrum ds. AIDS sprawozdaniu z realizacji krajowego programu zapobiegania zakażeniom HIV i zwalczania AIDS w 2020 r. widnieje informacja, że w minionym roku PKD odwiedziło łącznie 23 276 osób (rok wcześniej 42 154), a testy przesiewowe wykonano u 23 090 osób (w 2019 r. – 41 817). Łącznie wykryto 308 nowych zakażeń (w 2019 r. – 654), z czego 16 proc. u obcokrajowców.
Z kolei z danych gromadzonych i udostępnianych przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny wynika, że ogólna liczba nowych zakażeń HIV w 2020 r. wyniosła w Polsce 840 przypadków (to pokazuje, że większość testów została wykonana poza PKD – w placówkach szpitalnych lub komercyjnych). Gdyby bezrefleksyjnie porównać tę liczbę ze statystykami z poprzednich kilku lat, można by się cieszyć. 840 w zestawieniu z ponad 1,6 tys. w 2019 r. wygląda bardzo optymistycznie, ale bynajmniej nie jest powodem do radości.
– To, że liczby wskazują na spadek zakażeń, nic nie znaczy – mówi prof. dr hab. n. med. Alicja Wiercińska-Drapało, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych, Tropikalnych i Hepatologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, ordynator X Oddziału Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie. – Po prostu w minionym roku wykonano dużo mniej testów i dlatego mniej osób zdiagnozowano. Ci ludzie nie trafili pod opiekę systemu teraz, ale to nie oznacza, że nie trafią w ogóle. Co gorsza: jest wielce prawdopodobne, że ich zakażenia zostaną wykryte w momencie, gdy nie wystarczy już zastosowanie terapii antyretrowirusowej i konieczna będzie hospitalizacja. Bardzo niepokojące jest też to, że im dłużej te osoby będą funkcjonowały w nieświadomości swojego zakażenia, tym większe będą stanowić zagrożenie dla innych. Człowiek żyjący z HIV, leczony i z niewykrywalną wiremią (liczba kopii wirusa we krwi będąca jednym ze wskaźników rozwoju zakażenia – red.) nie zakaża innych, nawet przy ryzykownych zachowaniach. Dokładnie odwrotnie wygląda to w sytuacji, gdy wydłuża się czas od zakażenia do diagnozy i wdrożenia leczenia – informuje.