Artykuł
Supermutant nie musi być groźny
Niby wiedzieliśmy, że SARS-CoV-2 cały czas mutuje, więc Omikron nie powinien być zaskoczeniem. Ale jednak łudziliśmy się, że dzwonek alarmowy zabrzmi nieco później
Człowiek niby wiedzioł, a jednak się łudził”. Tak znany z memów nosacz, uosobienie wujkowej mądrości wypowiadanej przy rodzinnych obiadach, najczęściej komentuje porażki narodowej drużyny futbolowej. Komentarz ten jak ulał pasuje też do wykrycia w południowej Afryce nowego wariantu koronawirusa.
W ostatnich dniach usłyszeliśmy nie tyle dzwonek, co syreny alarmowe. Już pod koniec ubiegłego tygodnia państwa europejskie zablokowały połączenia lotnicze z południem Czarnego Lądu, aby uniknąć zawleczenia Omikronu na Stary Kontynent. Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób, unijna agencja odpowiedzialna za nadzór epidemiologiczny – zazwyczaj dość wyważona w swoich osądach – błyskawicznie zaklasyfikowała zagrożenie niesione przez nowy wariant jako „wysokie” lub „bardzo wysokie”. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) praktycznie od ręki uznała Omikron w swojej dwustopniowej skali nie za przedmiot „obserwacji”, ale „obaw” („variant of concern”).
Omikron, a raczej strach przed nim, dotarł również nad Wisłę. Rząd potraktował go jako wygodny pretekst do wprowadzenia obostrzeń – choć niezbyt dotkliwych i raczej wycelowanych w czwartą falę niż wroga z Afryki. Świat wstrzymał oddech: bez konkretnych informacji o nowym wariancie trudno bowiem o rzetelne prognozy, a tym bardziej oparte na naukowych przesłankach decyzje polityczne.