Pamiętając o ogrodach
Własny skrawek ziemi w mieście lub blisko niego – dla jednych to lokata kapitału, dla innych pogoń za wspomnieniami. Czasem rozczarowująca
Malwinie zamarzyła się działka w Warszawie. Nigdy wcześniej nie miała swojego kawałka zieleni. Postanowiła to zmienić. – Zapragnęłam czegoś na kształt ogrodu społecznościowego – opowiada. – Skrzyknęłam kilkoro sąsiadów i w pięć rodzin postanowiliśmy poszukać idealnego miejsca. Udało się znaleźć skrawek ogrodzonej ziemi na Mokotowie.
Działka nie przypominała ogrodu marzeń. Wyglądała jak jedno wielkie wysypisko śmieci. Poprzednicy zaniedbali dzierżawioną przestrzeń. Malwina ze znajomymi nie chciała płacić kilkudziesięciu tysięcy złotych za ten „obraz nędzy i rozpaczy”. Dogadali się z właścicielem terenu, że we własnym zakresie i za własne pieniądze wysprzątają działkę i dzięki temu będą mogli ją dzierżawić. – Wywieźliśmy dziewięć kontenerów śmieci. Uzdrowiliśmy tę ziemię i próbowaliśmy na niej gospodarować. Każdy dostał własną grządkę. Ale po posadzeniu pomidorów uszło z nas powietrze. Straciliśmy zapał, a ja akurat poważnie zachorowałam. Po nas przyszli nowi gospodarze, na gotowe. A my, po podliczeniu poniesionych kosztów, doszliśmy do wniosku, że wydzierżawienie zadbanego ogrodu wcale nie wyniosłoby nas drożej. Przekombinowaliśmy w rachubach finansowych – przyznaje Malwina.
Dziś o działce nie chce nawet słyszeć. – Trzeba mieć na to czas – stwierdza. – Dlatego stawiam tezę, że posiadanie działki to idealna sprawa dla młodych emerytów, którzy nie mają już obowiązków zawodowych na głowie, a zachowali jeszcze siłę i chce im się bawić w sadzenie upraw i koszenie trawy.
Z dużym zapałem do pomysłu posiadania działki podeszła też Teresa. Postanowiła zbudować permakulturową szklarnię z odzyskanych materiałów. Wydzierżawiła ogródek i zabrała się do pracy. Jej profil na Facebooku niemal codziennie zapełniał się nowymi zdjęciami z działkowego pleneru. Szukała nawet po znajomych pracownika najemnego do pomocy przy drobnych naprawach. Po dwóch latach wystawiła urządzoną działkę na sprzedaż. Wyprowadzała się z miasta, więc nie mogła dłużej doglądać swojego ogródka. Potencjalni nabywcy cmokali z zachwytu, ale narzekali na wygórowaną cenę. A Teresa chciała mieć pewność, że jej permakulturowa perełka trafi w dobre ręce. Nie chce się przyznać, za ile sprzedała. Przyznaje natomiast, że nie wyobraża sobie życia bez działki. Dlatego wydzierżawiła domek wśród zieleni w Przypkach koło Tarczyna. Jej nowy działkowy adres to ROD Brzozy. – Domek nieduży, bo 30 mkw., ale blisko lasu. Mam łazienkę, kuchnię, odprowadzane szambo. Pełen wypas. Nie przestałam być działkowiczką – zapewnia Teresa.