Burzowo nad Iranem
Śmierć prezydenta Raisiego nie spowoduje nagłego zawalenia się reżimu. Tworzy jednak sporo nowych szans dla jego przeciwników
Wypadek czy zamach? Spekulacje w mediach społecznościowych zaczęły się w niedzielny wieczór, gdy tylko pojawiły się pierwsze doniesienia o zaginięciu helikoptera, którym podróżował prezydent Iranu z paroma innymi dostojnikami. Potwierdzona informacja o katastrofie, w której śmierć ponieśli wszyscy pasażerowie i członkowie załogi, wzmogła podejrzliwość. To zrozumiałe, podobnie dzieje się bodaj zawsze, gdy z tego świata schodzi jakiś prominentny polityk. Zwłaszcza tak nagle i w nie do końca jasnych okolicznościach. Specjaliści „z urzędu” muszą brać pod uwagę różne scenariusze, popularne media cenią te z nich, które najbardziej działają na zbiorowe emocje, a publiczność po prostu lubi spiskowe teorie, czego zresztą doświadczyliśmy także w naszym kraju.
Konteksty
Mechanizm działa, zwłaszcza gdy polityk był kontrowersyjny – czytaj: narobił sobie wrogów. A Ibrahim Raisi, urodzony w świętym dla szyitów mieście Meszhed, był przecież od wielu lat ważną figurą konserwatywnej frakcji w irańskiej elicie władzy. Jako młody prokurator pod koniec lat 80. XX w. był współodpowiedzialny za masowe egzekucje więźniów politycznych. Ujawnienie tego faktu prawdopodobnie pozbawiło go części głosów w wyborach prezydenckich w roku 2017. Przegrał wówczas z bardziej umiarkowanym Hasanem Rouhanim. Cztery lata później jednak już triumfował w odpowiednio ustawionych wyborach, a co więcej, całkiem niedawno w wypowiedziach dla mediów twierdził, że jest dumny ze swej roli w krwawych wydarzeniach z przeszłości. Dorobił się w efekcie przydomka „Rzeźnik”.