Artykuł
Gorączka 49.3
Protesty przeciwko reformie emerytalnej. Paryż, 21 marca 2023 r.
Rząd ocalał, ale stracił resztki społecznej legitymacji – tak można streścić batalię o emerytury Francuzów. Przy jej okazji pojawiła się diagnoza całkowitego oderwania władzy od społeczeństwa – jak za Ludwika XVI
Kiedy premier Élisabeth Borne ogłaszała w poprzedni czwartek przyjęcie ustawy o zmianie systemu emerytalnego, musiała przekrzykiwać deputowanych. O co cały ten raban? Dlaczego Francuzi tak bardzo nie chcą pracować do 64. roku życia, skoro dla większości z nich to „tylko” dwa lata dłużej? I przede wszystkim: czy nadal chodzi jedynie o wiek emerytalny, czy też spór wszedł na nowy poziom? I toczy się teraz między prezydentem i rządem a społeczeństwem, a jego przedmiotem jest sposób reprezentacji politycznej i istota demokracji przedstawicielskiej?
Wszystko wskazuje, że tak właśnie jest. Rzecz już nie tylko w tym, jak reforma systemu emerytalnego (zwana „matką reform Macrona”, bo jej przyjęcie miało uwolnić środki do wprowadzenia wszystkich innych, choć z oficjalnych wyliczeń wynika, że jej skutki finansowe będą widoczne dopiero za 10 lat) wpłynie na ludzi. Rzecz w tym, jak już dziś wpływa na ich zaufanie do wybranego przecież dopiero co na drugą kadencję prezydenta i do całego systemu politycznego V Republiki. Została bowiem wprowadzona – właśnie: wprowadzona, a nie przyjęta przez parlament – przy użyciu procedury 49.3.
– Rosyjska ruletka albo gruba Berta – tak skomentował wybór, przed którym stanęła premier, Bruno Retailleau, przewodniczący senackiego klubu Republikanów. Borne, w ramach zlecenia, jakie dostała od prezydenta, teoretycznie mogła zaryzykować poddanie projektu ustawy pod głosowanie, lecz wobec wątpliwości, jak zachowają się Republikanie, wolała uciec się do nadzwyczajnej broni konstytucyjnej.