Już wiem, dlaczego dziadkowie nie rozmawiali o wojnie
Bywało, że znajdowałem się o włos od… Nieprzypadkowo powtarzam: nie wiem, dlaczego żyję
Z Romanem Bezsmertnym rozmawia Michał Potocki

Roman Bezsmertny wicepremier Ukrainy w latach 2005-2006
Roman Bezsmertny wicepremier Ukrainy w latach 2005-2006
Pan mieszka w Kijowie, więc jak doszło do tego, że znalazł się pan pod rosyjską okupacją?
24 lutego wywiozłem żonę i dzieci do Lwowa. Wróciłem 26 lutego, bo w Motyżynie, leżącym ok. 40 km od stolicy, została moja mama. Plan był prosty - wywieźć ją do Kijowa. Gdy już jechałem do wsi, zadzwonił znajomy i poprosił, żebym pomógł i jego rodzinie. Ale kiedy dotarłem do Motyżyna, to już nie mogliśmy się z niego wydostać, bo wieś i okolice kontrolowali Rosjanie. Poruszanie się samochodem stało się bardzo niebezpieczne.
Co potem?
Przez Motyżyn prowadziła droga śmierci, którą ludzie uciekali z Buczy, Makarowa, Irpienia... Co potem? Potem próbujesz po prostu przeżyć. Na terenie gospodarstwa, w którym przebywaliśmy, okupanci zastawili zasadzkę. Musieliśmy się przenieść. Mieliśmy poczucie, że to koniec. Bo nagle przestajesz decydować o swoim życiu. Potem zabrali mi samochód. Dzwonisz po centrach międzynarodowych, prosisz o pomoc w ewakuacji, w odpowiedzi słyszysz, że jeśli zorganizujesz auto, pomogą. Co robisz w takiej sytuacji? Starasz się czymś zająć. Żeby było co zjeść, żeby można było ogrzać nogi. Okupacja to okupacja. Czym się różni od niewoli? Moje pokolenie ma na ten temat dużo przemyśleń. Wychowaliśmy się przecież w systemie radzieckim.