DGP: Za błędy wielkich płacą mali
W wielu krajach koncern VW został ukarany za aferę spalinową. A u nas? Prokuratura – zero zainteresowania. UOKiK? Cały czas milczy.
W Stanach Zjednoczonych – więzienie i wysokie grzywny. W Niemczech – kary idące w miliardy euro. We Włoszech – zdecydowana reakcja urzędników. A w Polsce? Cisza. Przejmująca cisza. Na dodatek ludzie, którzy postanowili walczyć w sądach z Volkswagenem, nie dość, że nic nie wskórali, to narobili sobie jeszcze długów. Dlaczego w innych państwach koncerny ponoszą konsekwencje swoich błędów i oszustw, a w Polsce jedynymi, którzy za nie płacą, są najsłabsi, czyli konsumenci?
– Obywatela francuskiego, który zje zatruty jogurt, chroni państwo francuskie. Obywatela niemieckiego, który zje zatruty jogurt, chroni państwo niemieckie. A gdy Polak zje zatruty jogurt, może liczyć jedynie na siebie – przyznaje wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł.
Inni ukarali, a my...
O tym, że państwo polskie nie chroni konsumentów, napisano już wiele. Ale warto pokazać, jak w praktyce wygląda ich nieudolna ochrona na przykładzie jednej z największych afer ostatnich lat.
We wrześniu 2015 r. amerykańska Agencja Ochrony Środowiska podała, że koncern Volkswagen AG instalował w silnikach Diesla TDI, montowanych w autach marek Audi, SEAT, Skoda, Volkswagen i Porsche, oprogramowanie pozwalające na manipulowanie wynikami pomiarów emisji spalin z układu wydechowego. Aktywowało się ono podczas przeprowadzania laboratoryjnych testów – dzięki temu pojazd spełniał normy ustawy o czystym powietrzu (Clean Air Act). Tymczasem podczas zwykłej jazdy limity te były przekroczone, np. w przypadku tlenku azotu aż 40-krotnie. Pod koniec 2017 r. amerykańskie władze skazały byłych inżynierów firmy na kary kilku lat pozbawienia wolności. Wobec byłego szefa VW prowadzone jest postępowanie, które może zakończyć się karą nawet do 10 lat więzienia (inną kwestią jest to, na ile realne jest uwięzienie niemieckiego obywatela).