Pudlaśka mova, czyli rzecz o mikrojęzykach
W PRL bogactwo językowe zniszczono, częściowo świadomie, karząc uczniów za używanie śląskiego czy kaszubskiego oraz sprowadzając dialekty do wstydliwej cepelii
Eliminacje do konkursu Eurowizji rzadko wywołują emocje językoznawcze. To się udało podlaskiemu duetowi Swada i Niczos, który zaproponował piosenkę „Lusterka”, zaśpiewaną – no właśnie – jak? W popsutym ukraińskim, względnie białoruskim? A może gwarą? W mikrojęzyku podlaskim? A czym właściwie jest mikrojęzyk?
Najpierw wszyscy się oburzyli. Polska prawica – za wymyślanie nieistniejących języków i rozbijanie spójnej polskości. „«Język podlaski» leży w zoologii na tej samej półce, co jednorożce i trójgłowe chomiki” – napisał na platformie X były lider Ruchu Narodowego Robert Winnicki. „Gwary podlaskie cechuje pewna zmienność, każda wieś potrafi mówić odrobinę inaczej – dlatego, podobnie jak w przypadku gwar śląskich, nie możemy mówić o jednym języku” – dodał. Winnicki ma trochę racji, a trochę nie ma, ale o tym dalej. Ukraińscy nacjonaliści uznali tę mowę za kolejną, w domyśle rosyjską, próbę rozwadniania ukraińskiej tożsamości językowej, podobną do wyodrębniania języka łemkowskiego w Polsce czy rusińskiego w Serbii i na Słowacji.
Wreszcie sami użytkownicy dialektu zwrócili uwagę, że język, którym posługuje się Niczos, czyli Nika Jurczuk, to w dużej mierze jej licentia poetica. „To eklektyczne połączenie cech fonetycznych i leksykalnych wschodniosłowiańskich gwar podlaskich (między Narwią a Bugiem) oraz gwar białoruskich (na północ od Narwi). W takiej gwarze, jaką prezentuje Nika, nie mówią w żadnej wsi czy miasteczku na Podlasiu. To indywidualny konstrukt językowy śpiewaczki, można rzec, eklektyka pogranicza językowego, w