Zmiana metod to nie denializm
Wycofując się z porozumienia paryskiego, Donald Trump daje impuls do globalnej racjonalizacji polityk klimatycznych
To już druga próba i tym razem będzie udana. Po raz pierwszy Donald Trump ogłosił wycofanie się USA z porozumienia paryskiego – ratyfikowanego przez 195 krajów dokumentu, którego zapisy mają ocalić świat przed skutkami globalnego ocieplenia – w 2020 r. Jako że proces ten trwa rok, a Trump w 2020 r. stracił władzę, jego następca – Joe Biden – zdążył wycofać się z wycofania. Trump wrócił i wycofał wycofanie wycofania.
Ursula von der Leyen zadeklarowała, że „Europa utrzyma obrany kurs i będzie nadal współpracować ze wszystkimi narodami, które chcą chronić przyrodę i powstrzymać globalne ocieplenie”. Z kolei zwolennicy Trumpa są przekonani, że od teraz sprawa klimatu będzie powoli schodzić na dalszy plan, aż w końcu rozpłynie się w nieistotności. W rzeczywistości jednak ruch Trumpa może się przyczynić do racjonalizacji polityk klimatycznych. Ich cel pozostanie ten sam. Zmienią się metody.
Kosztowny brak ambicji
Porozumienie paryskie z 2015 r. nie ma tak wielkiego znaczenia, jakie niektórzy mu przypisują. To raczej gest uznania zmian klimatu za poważny problem, a nie droga do jego rozwiązania. Owszem, w dokumencie określa się docelowe redukcje emisji gazów cieplarnianych do 2030 r., ale skala planu nie imponuje z punktu widzenia celu, jakim jest ograniczenie wzrostu temperatur do nie więcej niż 2 st. C powyżej poziomu z czasów przedindustrialnych. Jak wylicza Bjørn Lomborg, realizacja wszystkich zapisów skutkowałaby obniżeniem średnich temperatur Ziemi zaledwie o ok. 0,03 proc. względem scenariusza, w którym polityk klimatycznych by nie wdrażano. Duński badacz powołuje się tu na szacunki ONZ, zgodnie z którymi każdy dodatkowy 1 tys. Gt CO