Artykuł
polityka
Tel Awiw uparcie przekonuje o „błędzie”
Protesty w Chicago przeciwników polityki Izraela w Gazie. Na zdjęciu zabity przez wojsko izraelskie polski wolontariusz Damian Soból
Społeczeństwo Izraela patrzy na zabójstwo pracowników sektora humanitarnego przez pryzmat ataku z 7 października. Centrowi politycy sprawy nie komentują
Izraelskie wojsko poinformowało o wycofaniu, po sześciu miesiącach wojny, sił lądowych z Chan Junus na południu Strefy Gazy. „Dywizja opuściła enklawę, aby zregenerować siły i przygotować się do przyszłych operacji” – przekazały Siły Obronne Izraela (IDF). W regionie pozostała tylko jedna brygada.
Decyzja o wycofaniu niektórych odziałów z południowej części enklawy nie musi oznaczać zakończenie inwazji. Może być wstępem do ataku lądowego na Rafah. Tym bardziej że – jak przekonywał wczoraj Hamas – nie doszło jeszcze do żadnego przełomu w toczących się w Kairze negocjacjach w sprawie zawieszenia broni. „Jeśli premier zdecyduje się zakończyć wojnę bez zakrojonej na szeroką skalę ofensywy w Rafah w celu pokonania Hamasu, nie będzie miał mandatu do dalszego pełnienia funkcji premiera” – napisał na portalu X (dawniej Twitter) skrajnie prawicowy minister bezpieczeństwa wewnętrznego Itamar Ben-Gewir, który postrzega posunięcie armii bardziej jako oznakę uległości wobec Zachodu po ubiegłotygodniowym ataku na konwój humanitarny organizacji World Central Kitchen (WCK). Władze kraju faktycznie zdecydowały się na pewne ustępstwa, szczególnie w dostępie do pomocy humanitarnej dla Palestyńczyków. Ma w tym pomóc otwarcie w weekend dodatkowych przejść granicznych z enklawą.