Artykuł
opinia
Ustawy o ochronie sygnalistów nie da się zrozumieć
Być może tytuł tego tekstu jest niewłaściwy. Być może jedynie ja nie rozumiem ustawy o ochronie sygnalistów i nie ma powodu, abym ogłaszał światu własną niemoc intelektualną. Jednak moim zdaniem ten akt prawny zawiera regulacje, których zrozumienie jest trudne, a czasem po prostu niemożliwe. Nie dzieliłbym się z czytelnikami refleksją w tej sprawie, gdyby nie to, że wskazanie na niespójności w ustawie jest niezbędne do dokonania jej wykładni. A i dla niektórych czytelników może być wartością to, że nie są osamotnieni w swoich problemach z interpretacją tego aktu.
Upoważnienie czy powołanie
Niestety, w ustawie znajdują się regulacje niedające się racjonalnie wyłożyć. Na przykład z treści dyrektywy, która jest podstawą dla polskiego aktu prawnego, wynika w moim przekonaniu klarowna konstrukcja ustrojowa: pracodawca nie przyjmuje zgłoszeń oraz nie wykonuje działań następczych, a wręcz nie powinien wiedzieć, kto jest sygnalistą. Pracodawca ma powołać organy zakładowe przyjmujące zgłoszenia oraz wykonujące działania następcze, ewentualnie tylko to drugie. Alternatywnie pracodawca może w strukturze organizacyjnej utworzyć wydziały do wykonywania tych zadań, tak jak już się dzieje w przypadku służb bhp w większych zakładach pracy. Takie rozwiązanie wynika nie tylko z celu dyrektywy, jakim jest możliwość przeprowadzenia czynności, które mogą być niekorzystne dla organów organizacji, lecz także z jej treści. Dyrektywa nakazuje bowiem te organy lub wydziały wyznaczyć.
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right