Wyszukaj po identyfikatorze keyboard_arrow_down
Wyszukiwanie po identyfikatorze Zamknij close
ZAMKNIJ close
account_circle Jesteś zalogowany jako:
ZAMKNIJ close
Powiadomienia
keyboard_arrow_up keyboard_arrow_down znajdź
removeA addA insert_drive_fileWEksportuj printDrukuj assignment add Do schowka
comment

Artykuł

Data publikacji: 2024-07-05

Czasem się cofają. Na szczęście

Najnowsza polityczna wojna wokół zmian w wystawie stałej Muzeum Historii II Wojny Światowej po raz kolejny ujawniła ogromną siłę tożsamościowego sporu, którego tematem jest nasza historia. Obie strony demonizują w nim wzajemnie swoje motywy i działania.

Chodzi o usunięcie przez nową dyrekcję muzeum tablic upamiętniających rotmistrza Witolda Pileckiego, rodzinę Ulmów oraz o. Maksymiliana Kolbego. Konserwatyści rozumują najprościej: to Donald Tusk kazał wyrzucić na śmietnik polskich bohaterów. Z przebiegu zdarzeń wynika jednak, że to inicjatywa kierujących placówką historyków – powołanych z woli rządzącego obozu, lecz działających samodzielnie.

Ci historycy zrobili wiele, żeby spór rozjątrzyć, zamiast go załagodzić. Ich wypowiedzi były przykładem swoistego anty-PR-u. Ich obrona własnej samodzielności stała się zaś widowiskowym dowodem na to, że nie da się odseparować wielkiego państwowego muzeum od racji politycznych.

Budowa w Gdańsku muzeum poświęconego dziejom II wojny to pomysł Donalda Tuska jako premiera podczas jego pierwszej kadencji. Koncepcję zrealizował prof. Paweł Machcewicz, świetny historyk dziejów najnowszych, ale też człowiek o wielkim polemicznym temperamencie wychodzącym poza naukę. Prawica przyjęła ideę muzeum nieufnie, miało być przecież konkurencją dla porzuconego na wiele lat Muzeum Historii Polski, forsowanego przez poprzedni rząd PiS.

close POTRZEBUJESZ POMOCY?
Konsultanci pracują od poniedziałku do piątku w godzinach 8:00 - 17:00