Artykuł
komentarz
Sami nie damy, ale procencik przytulimy
Z nieznanych mi przyczyn nasze władze nie znoszą organizacji społecznych. I niezrozumiałych, ponieważ fundacje i stowarzyszenia zwykłych obywateli rozwiązują problemy, wobec których rząd rozkłada ręce. Bo nie ma woli politycznej, by się nimi na poważnie zająć, bo nie napędzają głosów w wyborach, bo nie ma pieniędzy, a są (zawsze są!) pilniejsze wydatki. Pewnie, że też wolałbym, żeby szpitale były wyposażone w najlepszy sprzęt z odprowadzanych przez nas składek (czytaj: podatków) na ubezpieczenie zdrowotne. I żeby to państwo zagwarantowało finansowanie leczenia chorób rzadkich albo zagranicznych operacji, a jeszcze lepiej, żeby je wszystkie można było przeprowadzić na miejscu, oszczędzając przy tym na kosztach podróży np. do Stanów. I żeby nareszcie naprawdę zajęło się bezdomnością zwierząt, likwidując jej przyczyny, a nie tylko każąc samorządom podpisać jakąś umowę ze schroniskiem. A! I żeby były pieniądze na kulturę – nie tylko na narodowe instytucje, także na małe placówki w każdej dzielnicy. Listę życzeń i zażaleń proszę sobie uzupełnić o bliskie własnemu sercu sprawy, które państwo powinno ogarnąć, ale nie ogarnia.