Jak bez przetargu powierzyć zadanie własnej spółce i nie utknąć potem w sądzie
Warszawska majowa sprawa o odpadowy in-house ponownie podsyciła dyskusje o tym, co w tej dziedzinie jest możliwe, a kiedy trzeba się dobrze zastanowić, czy uda się bezprzetargowo zlecić zadania gminnemu podmiotowi
Teoretycznie jest prosto i racjonalnie. Gminy, o ile spełnią określone prawem warunki, mogą przekazać swoim spółkom komunalnym niektóre działania z wolnej ręki w trybie in-house. To wyjątek od jednej z głównych zasad zamówień publicznych, czyli konkurencyjności. - Zarówno unijny, jak i polski ustawodawca uznali, że powinny być z niej zwolnione spółki komunalne, które należą do samorządu, nie mają kapitału prywatnego i świadczą ponad 90 proc. działalności na rzecz macierzystej jednostki - przypomina Katarzyna Machowska-Gubernak, prawnik z kancelarii Mielech. Jednak nie można zapominać, że dzieje się to wciąż w ramach przepisów o zamówieniach publicznych. Czyli zgodnie z ustawą z 11 września 2019 r. ‒ Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 1129; ost.zm. Dz.U. z 2022 r. poz. 1079; dalej: p.z.p.). Jednak przepisy te wydają się proste tylko z pozoru, bo problemów jest bardzo dużo i często spory między zamawiającymi a pominiętym w postępowaniu podmiotami prywatnymi kończą się w Krajowej Izbie Odwoławczej (KIO) lub sądzie. Szczególnie dużo takich sytuacji mamy przy odbieraniu odpadów komunalnych od mieszkańców. Zwłaszcza że w grę wchodzą przepisy unijne. - Skodyfikowanie in-house w dyrektywach zamówieniowych z 2014 r. miało zwiększyć stopień pewności prawnej co do warunków, w których udzielanie zamówień wewnętrznych jest dopuszczalne. Jednak liczba rozbieżności w stanowiskach eksperckich, a także wątpliwości będących przedmiotem rozstrzygnięć KIO i Sądu Zamówień Publicznych, oraz pytań prejudycjalnych kierowanych do Trybunału Sprawiedliwości UE pokazują, że oczekiwany stan nie został w pełni osiągnięty - mówi Konrad Różowicz, prawnik z kancelarii prawnej Dr Krystian Ziemski & Partners.