Artykuł
In-house tak, ale nie wszędzie i nie za wszelką cenę
Powierzyć własnej spółce odbiór śmieci, a może odkupić udziały w firmie sąsiada i działać wspólnie? Gminy szukają możliwości usprawnienia gospodarki odpadami, ale popełniają przy tym błędy. Jest wiele rzeczy, których powinny się wystrzegać
Nie każdy sposób na powierzanie spółce w ramach in-house odbioru i zagospodarowania odpadów jest dobry. Niedawno Krajowa Izba Odwoławcza zakwestionowała powierzenie w ten sposób odpadów gminie Chojna przez gminę Widuchowa (pisaliśmy o tym 6 lipca 2021 r. w DGP: „Samorządy próbują omijać przetargi na śmieci, ale to wcale nie jest łatwe”). Klika miesięcy wcześniej przed atakiem prywatnych przedsiębiorców wybroniły się natomiast Opoczno i Zduńska Wola. Czym się te sprawy różnią?
Co dobre w dużej jednostce, w małej niekoniecznie
Gminy są podstawione pod ścianą, jeśli chodzi o ceny odbioru i zagospodarowania odpadów. Imają się więc różnych sposobów, by choć trochę zbić stawki. Często próbują zakładać własne spółki. - W samorządach widać tendencję, by mieć wpływ na firmy, które zbierają na ich terenie odpady - mówi burmistrz Proszowic, prezes Unii Miasteczek Polskich Grzegorz Cichy. Jednak o ile w dużych miastach ma to sens, o tyle w przypadku miasteczek jest to dość karkołomne. Jeszcze większy byłby z tym kłopot w gminach małych. Tam, jak mówi Krzysztof Iwaniuk, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich i wójt gminy Terespol, strumień odpadów jest niewielki i powołanie własnego podmiotu zajmującego się śmieciami, w przypadku niepełnego wykorzystania kadry oraz sprzętu, oznaczałoby wysokie koszty. Z innej strony chętnych z zewnątrz do obsługi takich gmin też nie jest łatwo znaleźć. - Utworzenie spółki czy to gminnej, czy międzygminnej od nowa jest kosztowne, czasochłonne i wymaga kompetencji - ostrzega dr inż. Jacek Pietrzyk ze spółki Atmoterm SA zajmującej się doradztwem środowiskowym. Podaje też przykład gminy, w której podmiot komunalny po dwóch latach od utworzenia stanął do przetargu nie sam, bo nie miał zaplecza kadrowego i sprzętowego, a w konsorcjum z prywatną firmą. Kontrakt zawarto tak niekorzystnie, że do prywatnego przedsiębiorcy trafiły przychody gwarantowane, a z reszty spółka komunalna nie była w stanie się utrzymać. Dlatego, zdaniem eksperta, nie tylko w najmniejszych jednostkach, ale nawet takich 10‒20 tys. nie ma sensu powoływanie nowego przedsiębiorstwa. Bo skończy się to tylko dokładaniem do interesu.
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right