opinia
Polska–Korea Płd. Zbrojeniowe małżeństwo nieskonsumowane
Miało być pięknie, a… wyszło jak zwykle. Zapowiedzi były naprawdę imponujące. Mieliśmy kupić tysiąc czołgów, prawie 700 armatohaubic 155 mm i do tego prawie 300 zestawów artylerii dalekiego zasięgu. Do tego przemysły zbrojeniowe Rzeczpospolitej i Korei Południowej miały rozpocząć bezprecedensową nad Wisłą kooperację, która miała owocować tym, że duża część tych pancernych maszyn zostałaby wyprodukowana u nas.
Gdzie jesteśmy ponad rok po ogłoszeniu zawarcia umów ramowych? Jeśli chodzi o konkretne umowy, czyli te wykonawcze, to zawarliśmy je na 180 czołgów K2 wyprodukowanych w Korei Płd., na 212 armatohaubic K9 wyprodukowanych w Korei Płd. i 218 modułów wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych K239 Chunmu… wyprodukowanych w Korei Płd. Olbrzymią zaletą jest to, że dostawy już trwają i zakończą się w ciągu czterech lat. Ważne jest też to, że ten sprzęt będzie nieco spolszczony, np. armatohaubice K9 mają montowany polski system kierowania ogniem Topaz, który jest także w polskich armatohaubicach Krab, z kolei system artylerii dalekiego zasięgu K239 będzie usadowiony na jelczach. Ale to w pewnym sensie zwyczajny zakup zbrojeniowy, tak to często na świecie wygląda. Polska strona płaci i ma jakieś wymagania szczegółowe, a południowokoreańska szybko dostarcza sprzęt i spełnia „zachcianki” klienta tam, gdzie jest to w miarę proste i możliwe. I to jest to, co obecnie mamy i z czego możemy być