Polski ustawodawca wyszedł nieco przed unijną orkiestrę, powołując nową reprezentację załogi w zakładach pracy. Można było spełnić wymóg dyrektywy Unii Europejskiej o informowaniu pracowników i przeprowadzaniu z nimi konsultacji bez tworzenia organu dublującego w wielu kompetencjach związki zawodowe. I funkcjonującego w firmach bez względu na to, czy związkowcy już w nich działają lub działać będą. Pracodawcy obawiają się, że będą musieli przekazywać radom pracowników informacje, które choć pozornie nie stanowią firmowej tajemnicy, to nie zawsze powinny trafiać do szerokiego kręgu odbiorców. Niepokój budzi też możliwość pojawienia się w przedsiębiorstwie „świętych krów” - co jest wielce prawdopodobne, jeśli to rada pracowników musi wyrazić zgodę na wypowiedzenie lub rozwiązanie stosunku pracy z osobą wchodzącą w jej skład. Łatwo wówczas o nadinterpretację przepisów o niedyskryminowaniu ze względu na przynależność do przedstawicielstwa załogi. Nie bez znaczenia są również koszty utrzymania przez pracodawców takich rad, a zwłaszcza zlecanych przez nie analiz.