Artykuł
Luksemburg łagodzi ton
Sam fakt powołania sędziego na urząd w takich, a nie innych czasach nie podważa jego bezstronności i niezawisłości. A niekonstytucyjność KRS nie oznacza, że rada nie jest niezależna
Do takich wniosków doszedł Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który badał wczoraj pytania prejudycjalne postawione przez Sąd Najwyższy. Co istotne, ich autorem jest jeden z tzw. neosędziów SN Kamil Zaradkiewicz. Mimo to TSUE nie zdecydował się na stwierdzenie, że tak obsadzony organ nie jest „sądem” uprawnionym do zadania mu pytań prejudycjalnych.
Za czasów reżimu
Sprawa dotyczyła trzech sędziów Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu. Jeden z nich został powołany na urząd jeszcze w czasach, gdy w Polsce panował reżim komunistyczny, a po jego upadku nie złożył on ponownie ślubowania przed demokratycznie wybranym prezydentem. W stosunku do niego luksemburski trybunał stwierdził, że sam ten fakt, że sędzia otrzymał nominację jeszcze w czasach, gdy państwo członkowskie nie było demokratyczne, nie wystarczy do podważenia jego niezawisłości i bezstronności. TSUE wytknął SN, że nie wskazał żadnych okoliczności, które pozwalałyby wyjaśnić, „w jaki sposób owe warunki, w których doszło do pierwszego powołania takiego sędziego, mogłyby umożliwić jakiejkolwiek osobie, instytucji lub organowi rzeczywiste wywieranie na tego sędziego nienależnego wpływu”. Dlatego też, zdaniem trybunału, okoliczności związanych z pierwszym powołaniem sędziego, do którego doszło w czasach PRL, nie można samych w sobie „uznać za mogące wzbudzić w przekonaniu jednostek uzasadnione i poważne wątpliwości co do niezawisłości i bezstronności tego sędziego przy późniejszym wykonywaniu jego obowiązków sędziowskich”.
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right