Artykuł
Aprobata wniosku I prezes SN stworzy tajne, prywatne państwo
Michał Bernaczyk: Jeśli dojdzie do wygaszenia mocy kluczowych przepisów obowiązującej ustawy, to władze będą twierdzić, że nie mogą rozpatrzyć naszych wniosków o udzielenie informacji publicznej, ponieważ utraciły ku temu podstawę prawną
fot. Materiały prasowe
Dr hab. Michał Bernaczyk, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, Katedra Prawa Konstytucyjnego Wydziału Prawa, Administracji i Ekonomii, radca prawny w Kancelarii Szostek Bar i Partnerzy
Do Trybunału Konstytucyjnego trafił wniosek pierwszej prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Manowskiej o zbadanie zgodności z konstytucją kluczowych pojęć zawartych w ustawie o dostępie do informacji publicznej. Jak pan ocenia fakt zwrócenia się z takim wnioskiem w sytuacji, gdy praktyka wydawała się w tym zakresie dość ugruntowana, a kwestie artykułowane w wystąpieniu były wielokrotnie oceniane przez sądy?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, muszę zacząć od płaszczyzny politycznej. To nietypowe podejście dla prawnika konstytucjonalisty, ale jest ono wyrazem realistycznego podejścia do problemu. Polska weszła w trudny moment swojej historii, w którym pojęcia i zasady konstytucyjne stały się przedmiotem targu czy negocjacji politycznej większości. W efekcie odchodzimy od wypracowanych reguł rozstrzygania problemów konstytucyjnych zgodnie z wykładnią i dorobkiem orzeczniczym TK, zaś język prawa konstytucyjnego (nie mylmy go z prawem konstytucyjnym) zaczyna odgrywać rolę fasady dla zaspokajania potrzeb politycznej większości. Podkreślmy wyraźnie: nie rozmawiamy dziś dlatego, że do Sejmu trafił projekt ustawy uderzający w istotę konstytucyjnego prawa do informacji. Spotykamy się, ponieważ pierwsza prezes składa wniosek do Trybunału Konstytucyjnego. Ta sytuacja zaczyna przypominać rozwiązania charakterystyczne dla państw autorytarnych albo reżimów hybrydowych. Brzmi to dość mocno, ale nawet w takich państwach trudne sprawy są przesuwane z parlamentu do sądu najwyższego lub konstytucyjnego. To one mają przyjąć na siebie niezadowolenie. Reżimy hybrydowe muszą odwoływać się do wyborczego poparcia ludu, suwerena, ale nawet im trudno jest wytłumaczyć, dlaczego wyborcy nie mają prawa wiedzieć np. o wysokich zarobkach i przywilejach nowych elit rzekomo pochylających się nad losem zwykłego Kowalskiego. W porównawczym prawie konstytucyjnym dostrzeżono ten schemat.
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right
-
keyboard_arrow_right