Można zrobić tak, żeby kredyt był tańszy
Dla banków kłopotem jest stagnacja. Coś takiego mamy teraz. Niby gospodarka się rozwija całkiem fajnie, bo 3 proc. wzrostu to dobry wynik. Ale akcja kredytowa idzie słabo
Z Brunonem Bartkiewiczem rozmawia Łukasz Wilkowicz
Za kilkanaście dni, 29 kwietnia, kończy pan pracę na stanowisku prezesa ING Banku Śląskiego – czas na podsumowania. Wszedł pan do zarządu…

Brunon Bartkiewicz prezes ING Banku Śląskiego
Brunon Bartkiewicz prezes ING Banku Śląskiego
1 kwietnia 1992 r. 33 lata temu.
Prezesem został pan po dwóch latach?
Na początku pełniącym obowiązki. To był 23 albo 24 marca 1994 r. 15 miesięcy byłem p.o. prezesa.
Zatem może pan, korzystając ze swojego doświadczenia, ocenić branżę. Jak wyglądała bankowość 30 lat temu, a jak wygląda dziś?
To zupełnie inne twory. Polski bank w 1991 r. czy 1992 r. nie był placówką usługową. To był urząd do wykonania pewnych form transakcji. Wszystko odbywało się ręcznie. Poziom działalności był przyzwoity, bo pracowali przyzwoici ludzie, lecz to byli urzędnicy. Przyzwoici ludzie w niezmieniającym się otoczeniu przez wiele lat i obsługujący w sumie niewiele osób.
Na czym polegała zmiana?
Wtedy każda placówka była właściwie oddzielnym tworem. Każdy oddział sporządzał własny bilans, miał własne służby księgowo-rozliczeniowe czy własną ochronę. To w pewnej mierze ułatwiło reformę z 1989 r., która polegała na wydzieleniu z NBP dziewięciu banków regionalnych.
Bank Śląski był jednym z nich.
Reforma poszła relatywnie łatwo, bo tak naprawdę kryło się za nią wskazanie, który bank-oddział przechodzi do któregoś z tych dużych banków. Przy czym, oczywiście, te nowo powstałe dziewięć tworów było bardzo małe. Wszystkie te banki regionalne miały mieć podobną siłę ekonomiczną. Ponieważ my byliśmy na Śląsku, to geograficznie byliśmy najmniejsi, a przy tym w największym stopniu obciążeni finansowaniem ciężkiego przemysłu.