Człowiek, który prawie zabił Paragwaj
Megalomania, mierzenie sił na zamiary, brak litości nawet dla swoich, o wrogach nie wspominając. Tak historycy i współcześni opisują Francisca Solano Lópeza, który pod koniec XIX w. niemal zgubił swój kraj
Przez dekadę sprawowania rządów w Wenezueli Nicolás Maduro zdołał wpędzić w nędzę kraj posiadający większe złoża ropy naftowej niż Arabia Saudyjska, odebrać obywatelom wszystkie oszczędności za sprawą hiperinflacji, a brutalnymi represjami nakłonić do ucieczki za granicę co szóstego Wenezuelczyka – prawie 6 mln osób. Kiedy w sąsiedniej Gujanie, w regionie Essequibo, odkryto bogate złoża ropy, tyran przypomniał sobie, że Wenezuela niegdyś rościła sobie prawa do tego terytorium. Odrzucił zatem ustalenia międzynarodowego arbitrażu z 1899 r. i zorganizował w grudniu 2023 r. referendum za aneksją lub przeciw niej. Mówi się, że wynik był znany, zanim referendum się odbyło. Szermując hasłem, że 95 proc. obywateli go popiera, Maduro zażądał oddania Essequibo. Jego zapędy ostudziły zdecydowana reakcja USA oraz rozmieszczanie brazylijskich wojsk przy wenezuelskiej granicy. Dyktator obiecał rozwiązać spór na drodze rokowań. Jednak między obietnicami tyranów a rzeczywistością zazwyczaj pojawia się przepaść. Tak wielka, że może w nią wpaść cały kraj. A tyranów w Ameryce Południowej nie brakowało.
Przywódca z ambicjami
„Nowy prezydent, krwawy dyktator, stał się dla kraju i narodu prawdziwym nieszczęściem. Stanąwszy na czele słabego liczebnie i stosunkowo ubogiego kraju, wydał się sam sobie wielkim potentatem, zdolnym do rozprawy z trzema sąsiadami: Brazylią, Argentyną i Urugwajem” – opisywał Francisca Solano Lópeza polski podróżnik Mieczysław Lepecki w książce „W selwasach Paragwaju”. „López był wielkim fanfaronem i pozerem, psychopatą o morderczych skłonnościach, cierpiącym na manię wielkości i uważającym się za Napoleona Ameryki Południowej” – przedstawia prezydenta Paragwaju Simon Sebag Montefiore („Potwory. Historia zbrodni i okrucieństwa”).