Z uśmiechem do Świętego Mikołaja
– A ty to niby kto? – warknął.
Warknął, a może tylko mruknął? Syknął? Zapytał? Tak to już jest z naszym premierem kochanym, że każdemu wydaje się co innego, kiedy go słyszy. Kiedyś poetki, poeci i osoby poecie napiszą o tej jego wielkiej umiejętności kreślenia naraz wielu obrazów tymi słowami, wielkimi i trafnymi, nawiasem mówiąc.
Ukłoniłem się nisko i z widocznym, jak mniemam, wdziękiem.
– Wróbel, szanowny panie. Przychodzę z prezentem świątecznym od internetowych braci i sióstr oraz ze świąteczną poradą.
– Porady mam gdzieś, a prezenty zostawiamy w biurze podawczym. Do widzenia – i szybkim ruchem sięgnął po dzwonek (chcecie wiedzieć, jaki dzwonek? to powiem: taki staromodny, z drewnianym uchwytem i wyrzeźbionymi ośmioma gwiazdkami, no, cudo).