Na planecie CT1 da się żyć
Próbuję zapewnić synowi coś, co nazywam „kontrolowaną spontanicznością”. Nie zabronię mu spaceru do lodziarni, ale kiedy mamy za wysoki cukier, pójdziemy dłuższą drogą, żeby zdążył spaść
Z Katarzyną Kazimierowską rozmawia Karolina Lewestam
Czego się najbardziej boisz?
Że zabraknie insuliny.
A może się tak zdarzyć?
Może. A wtedy to koniec. Nie ma leku zastępczego.
A to w ogóle prawdopodobne?
Powiem tak: mój syn Kazik zachorował na cukrzycę typu 1 pod koniec lutego 2020 r. Kilka dni po naszym wyjściu ze szpitala ogłoszono pierwszy lockdown. Poszłam do apteki z pierwszą receptą na insulinę, a pani w aptece rozkłada ręce i mówi mi: niestety, insuliny chwilowo brak. Nie ma w hurtowniach i kropka. Zwaliło mnie to z nóg. My właśnie wyszliśmy ze szpitala, na nowo musieliśmy się nauczyć obsługi własnego dziecka. Bałam się, że źle przeliczę jedzenie na dawki insuliny, źle założę sensor, źle zrobię wkłucie do pompy insulinowej – to wszystko ma ogromne znaczenie, więc byłam naprawdę wszystkim przerażona – i od razu się okazało, że jego dobrostan jest jeszcze bardziej kruchy, niż zakładałam. Zdrowie mojego dziecka zależy od ciągłości łańcuchów dostaw. Przypadki – jak to, że Polska akurat sprowadza insulinę z południa Europy, gdzie pandemia się rozhulała nieco wcześniej – mogą poważnie zagrozić jego życiu. Kazik, tak samo jak każdy, nie może jeść bez insuliny, tyle że insulinę dla większości ludzi produkuje ich trzustka.