Artykuł
Ameryka należy do Trumpa
Donald Trump nie tylko wygrał wybory. Poprawił swoje wyniki zarówno w wiejskim Kentucky, jak i na Manhattanie. Ruchu, który zbudował, nie docenili ani komentatorzy i sondażowcy, ani rywale
– Wielu ludzi mówiło mi, że nie bez powodu Bóg oszczędził moje życie. A ten powód to ocalenie naszego kraju i przywrócenie wielkości Ameryce – podkreślił w zwycięskiej przemowie Donald Trump, nawiązując do dwóch prób zamachu, które przeżył w czasie kampanii. – Dokonaliśmy w polityce czegoś najbardziej niezwykłego.
Nawet zapiekli krytycy prezydenta elekta nie mogą dzisiaj zaprzeczyć, że powrót do Białego Domu po czteroletniej przerwie, którą wypełniły mu batalie prawne i konflikty z niedawnymi sojusznikami, jest wyczynem spektakularnym. Media, zarówno te konserwatywne, jak i liberalne, zgodnie okrzyknęły to największym politycznym comebackiem w historii. Po tym, jak 6 stycznia 2021 r. tłum prawicowych ekstremistów zaatakował Kapitol, aby wedle życzenia swojego patrona nie dopuścić do zatwierdzenia wygranej Joego Bidena, szerzyły się głosy, że Trump jako polityk się skończył. Snuto już fantazje, jak zamyka się w swojej luksusowej enklawie w Palm Beach, by dołączyć do grona zapomnianych, „jednorazowych” prezydentów, o których słyszy się głównie przy okazji ich problemów zdrowotnych.
Wizja zmierzchu przywódcy ruchu MAGA (Make America Great Again) nie była całkiem absurdalna. Krążyły nad nim FBI, Departament Sprawiedliwości, prokuratury stanowe, komisje śledcze Kongresu i pełnomocnicy osób, które obwiniały go o rozmaite nadużycia i krzywdy. Bilans: 116 prokuratorskich zarzutów, jeden wyrok skazujący, dwa impeachmenty, przegrany proces o zadośćuczynienie za napaść seksualną. Dla wyniku wyborów nie miało to znaczenia. Ekscesy, które zdaniem demokratów, mediów i prawników dyskwalifikowały Trumpa w życiu publicznym, w oczach jego zwolenników zasługiwały na wybaczenie. Albo potwierdzały tylko narrację, którą ich idol uczynił elementem swojej automitologii: że jest politycznym męczennikiem prześladowanym przez tajne państwo (deep state). Teraz, kiedy po raz drugi zamieszka w Białym Domu, nie będzie się już musiał martwić czterema aktami oskarżenia przeciwko niemu, które wciąż czekają na rozpatrzenie przez sądy. Zgodnie z ugruntowaną praktyką prokuratura nie toczy postępowań w sprawach urzędującego prezydenta, żeby nie utrudniać mu wykonywania konstytucyjnych obowiązków.