Artykuł
Znów zaskoczeni przez rzeczywistość
To nie jest zwykła porażka wyborcza, tylko dowód na inercję i całkowity chaos w Partii Demokratycznej
W noc wyborczą zgromadzone w ogrodach waszyngtońskiego Uniwersytetu Howarda kilka tysięcy sympatyków Kamali Harris miało być świadkami historii, zwycięskiej przemowy przyszłej pierwszej pani prezydent. Miejsce jest symboliczne – uczelnia to silny ośrodek afroamerykańskich intelektualistów, alma mater kandydatki. Jeszcze na początku wieczór przebiegał zgodnie z planem – była przemowa rektora, wystąpił chór gospel, wszystko wyglądało na zorganizowane, przemyślane. Później jednak tłum, głównie studenci, w gasnącej atmosferze po prostu oglądał na wielkim telebimie program stacji CNN. Ze sztabu demokratów nikt do nich nie wychodził, nikt nie tłumaczył, jaki jest plan. W końcu ludzie zaczęli pytać siebie nawzajem: „Harris wyjdzie czy nie?”. Wielu zaczęło opuszczać ogrody jeszcze przed komunikatem, że jednak nie przemówi. W smutku, obok sprzedawców wyborczych gadżetów, na wózkach pchających nie wiadomo dokąd kampanijne koszulki, czapki i przypinki. Dziennikarze śmiechem kwitowali oficjalne wiadomości od sztabu, że trzeba czekać na przeliczenie głosów i że do rana nic nie będzie jeszcze wiadomo.