Artykuł
Nudno nie będzie
Prezydentura Donalda Trumpa to dla reszty świata pewność sporych perturbacji, ale dla niektórych promyk nadziei na większą sprawczość Stanów Zjednoczonych
Na początek włóżmy między bajki opowieści o groźbie amerykańskiego izolacjonizmu. Nawet jeśli marzy o nim jakaś część elektoratu w USA, to Trump od środowego poranka już nie musi schlebiać jej gustom. Interesy amerykańskiej gospodarki (i zawartość portfeli wyborców) zależą zaś od aktywnej polityki zagranicznej. Jest w tej kwestii sporo do poprawy, bo przez ostatnich kilka lat znacznie zmalały wpływy USA na globalnym Południu, jednocześnie nastąpiła zaś konsolidacja osi zła z centralnym punktem w Pekinie, a obejmującej Rosję, Koreę Północną, Iran (wraz z ruchem Hutich i innymi organizacjami sponsorowanymi przez Teheran).
Ten coraz ściślej współpracujący sojusz, wspierający się wzajemnie wojskowo, wywiadowczo i ekonomicznie, niecofający się przed jawną przemocą i ostentacyjnie lekceważący prawo międzynarodowe, stanowi rodzaj zbrojnego ramienia szerszego układu – sieci podmiotów (także niepaństwowych) zainteresowanych zmianą politycznego i gospodarczego porządku świata. Niektórzy mówią to wprost, inni na razie tylko po cichu trzymają kciuki za Xi, Putina i spółkę. Nie ulega jednak wątpliwości, że jeśli Waszyngton szybko nie pokaże, kto tu nadal rządzi, to liczba jawnych sojuszników osi zła będzie rosła, a ich zachowania staną się coraz bardziej agresywne. A to już nie będzie tylko problem sąsiadów Rosji czy Chin, lecz całego Zachodu. Ze Stanami Zjednoczonymi na czele, bo to one są głównym beneficjentem obecnego porządku. Trump de facto nie ma więc innego wyjścia niż dotrzymać obietnic o „uczynieniu Ameryki na powrót wielką” – również w sensie potęgi globalnej.