Artykuł
Niepodległość znaczona pomnikami
Polacy rzucili się do nadrabiania zaległości w upamiętnianiu przeszłości natychmiast po odzyskaniu państwa. Wykazując tyle energii, że szybko osiągnięto przesyt
Odsłonięcie pomnika płk. Leopolda Lisa-Kuli. Rzeszów. 19 września 1932 r.
Gdy kolejne rocznicowe fetowanie niepodległości dobiegło końca, na łamach opozycyjnej wobec sanacji „Rzeczpospolitej” ukazał się w grudniu 1926 r. tekst pt. „Próżniackie nawyczki”. Ukrywający się pod pseudonimem „Old Fellow” (Stary Towarzysz) autor sarkał, że w kraju „pełno jest świąt poświęconych wypędzeniu Niemców, Austriaków, Moskali, nie mówiąc już nic o «pierwszobrygadnikach», o «dziadkowych imieninach», o uroczystościach wspominankach najróżniejszego rodzaju”. Piszący te słowa czuł się fetowaniem tak przytłoczony, iż twierdził, że nie ma drugiego kraju, „gdzieby tyle poświęcano czasu na wszelkie uroczystości, ceremonie, inauguracje, wiwatowania, bankietowania, co w Polsce”.
Smaczku sprawie dodawał fakt, iż owym „Starym Towarzyszem” był Leon Wasilewski. Wierny towarzysz Józefa Piłsudskiego z czasów podziemnej PPS, zaś po odzyskaniu niepodległości pierwszy minister spraw zagranicznych, którego piłsudczycy uczynili w 1924 r. prezesem Instytut Badań Najnowszej Historii Polski.
Stulecie zaległości
Mistrzami w honorowaniu bohaterskich wodzów i władców byli Rzymianie. Ale po upadku ich imperium musiało upłynąć w Europie ponad tysiąc lat, nim znów zaczęto się troszczyć o to, by przeszłość została dobrze zapamiętana. Za pierwszy wzniesiony w czasach nowożytnych pomnik uważa się mesyńską rzeźbę księcia Juana de Austria, dowodzącego flotą Świętej Ligi w bitwie morskiej pod Lepanto. Bohaterowi, który rozgromił siły Turcji, senat Mesyny postanowił w 1572 r. podziękować postumentem. Pomysł zaczęto naśladować w Europie, choć upamiętniano głównie monarchów.