Artykuł
Pan już chyba do nas nie wróci
Bałem się, że podsunęli mi kontrakt z rosyjską armią, który przez przeoczenie podpisałem. Przyszłoby mi podciąć sobie żyły
Z Andriejem Piwowarowem rozmawia Michał Potocki
Rozmawiamy w Warszawie. Dla pana to domknięcie cyklu – w 2021 r. rosyjskie służby zatrzymały pana na pokładzie samolotu, który miał polecieć do Polski.
31 maja 2021 r. siedziałem już w samolocie LOT-u mającym lecieć z Petersburga do Warszawy. Przeszedłem kontrolę paszportową, a w Rosji przeprowadza ją FSB. Wszedłem na pokład, drzwi się zamknęły, samolot ruszył w stronę pasa startowego. W pewnym momencie usłyszeliśmy komunikat po polsku i angielsku, że wieża prosi o powrót. Pomyślałem, że pewnie chodzi o problemy techniczne. Samolot się cofnął, podstawili schody. Na pokład weszło dwóch mężczyzn i wtedy zrozumiałem, że chodzi o coś innego. Podeszli do mnie, powiedzieli, że są z FSB i że jestem zatrzymany. Podróż mi przerwano, ale do Warszawy w końcu, jak widać, dotarłem. Po trzech latach i pięciu miesiącach. Miłe uczucie.
24 lutego 2022 r., gdy Rosja rozpoczynała inwazję na Ukrainę, siedział pan w areszcie śledczym.
Tak, w Kraju Krasnodarskim.
Jak pan się dowiedział o ataku?
Siedziałem w specbloku, to takie więzienie wewnątrz więzienia, w którym trzymają szczególnie groźnych przestępców. Izolacja jest ściślejsza, nie ma w celach telewizora ani radia. Więzienie zwykle żyje nocą, między godz. 23 a 3 słychać szum. Wtedy jeszcze ok. godz. 6 rano, kiedy zwykle wszyscy już śpią, przez okno docierały krzyki, szum, nawet śmiech, oznaki euforii. Poszła plotka, że wojna, czołgi ruszyły, nasi idą. W sąsiedniej celi byli skazani na dożywocie, a