Artykuł
Mali aktorzy na wielkiej scenie
Na przeciwnych krańcach Morza Czarnego – w Mołdawii i Gruzji – toczy się gra między Wschodem a Zachodem. Przede wszystkim o prestiż, bo w obecnych realiach to kwestia nawet ważniejsza niż surowce czy geostrategiczne przyczółki
Wynik referendum konstytucyjnego i I tury wyborów prezydenckich w Mołdawii nieco przybliżył ten kraj do Zachodu. Ale to tylko mały kroczek. Kolejne będą o wiele trudniejsze.
Zaledwie nieznaczna większość głosujących (niespełna 50,5 proc.) opowiedziała się za wmontowaniem proeuropejskich zapisów do konstytucji. Przy czym, gdyby referendum odbywało się wyłącznie w kraju, rezultat byłby negatywny. Przeważyły głosy oddane za granicą. Z jednej strony daje to formalną podstawę do zmian w ustawie zasadniczej, ale z drugiej – propagandowy wydźwięk referendum nie jest aż taki mocny, jaki wymarzyli sobie sztabowcy i zwolennicy Mai Sandu. Urzędująca prezydent Mołdawii, ikona liberalnych i antykorupcyjnych reform wewnętrznych oraz politycznego zwrotu ku Unii Europejskiej i NATO, co prawda wygrała I turę wyborów na stanowisko głowy państwa, z teoretycznie niezłym wynikiem (prawie 42,5 proc.), ale w II turze musi zdobyć co najmniej połowę, aby nadal rządzić, a to może się okazać bardzo trudne.
Trucizna w sreberku
3 listopada jej rywalem będzie Alexandr Stoianoglo. Członek gagauskiej mniejszości etnicznej (stanowiącej ok. 5 proc.) mołdawskiej populacji, tradycyjnie raczej prorosyjskiej i sceptycznej wobec planów integracji kraju z Rumunią) pracował przez wiele lat jako prokurator i adwokat. Karierę polityczną rozpoczął w 2009 r. jako deputowany z ramienia Demokratycznej Partii Mołdawii (Partidul Democrat din Moldova, PDM) – ugrupowania o charakterze socjaldemokratycznym i deklaratywnie raczej proeuropejskiego, ale skłóconego z Maią Sandu i jej obozem. W 2019 r. został prokuratorem generalnym, ale już po dwóch latach – pod kontrowersyjnymi i nigdy procesowo nieudowodnionymi zarzutami korupcyjnymi – najpierw go zawieszono i osadzono w areszcie domowym, a w roku 2023 ostatecznie odwołano. Start w wyborach prezydenckich – tym razem z poparciem Partii Socjalistów Republiki Mołdawii (Partidul Socialiștilor din Republica Moldova, PSRM) – jest więc dla niego okazją do osobistej zemsty za doznane szykany. Ale nie tylko.