Artykuł
Tak jest dziwnie, tak jest inaczej
Wielu się spodziewało, że okupacja będzie przypominać tę z czasu I wojny światowej. Szybko się okazało, że to płonna nadzieja
Pl. Piłsudskiego w Warszawie, 1939 r.
„Nieprzyjemnie jest znaleźć się w roli Skrzetuskiego w Rozłogach”, pisał w swoich wspomnieniach prof. Julian Krzyżanowski, historyk literatury, dodając w kolejnym zdaniu, że jemu „zły los wyznaczył ją dwukrotnie, na początku i na końcu wojny”. Pierwszy raz nastąpił w sobotę 7 października 1939 r., gdy po miesięcznej tułaczce wrócił do Warszawy. Dotarł do swojego domu na ul. Sewerynów 6. Okazało się, że ten „był wypalony poza kawałkiem parteru i piwnicami. Od dozorcy dowiedziałem się, że żona ocalała i mieszka na ul. Filtrowej”.
Całe miasto wyglądało podobnie. Pobite i spalone. Zofia Nałkowska zapisała w swoim dzienniku pod datą 8 października: „Z Pragi skręcamy na most Poniatowskiego – też poraniony, z poprzetrącanymi ozdobnymi basztami, z poprzerywaną żelazną barierą, tu i ówdzie złamana na żelaznym słupie latarnia elektryczna zwisa jak zwiędnięty kwiatek. Wszędzie po drodze wielkie wyrwy od pocisków w murach kamienic, wywalone wnętrza, pokłute kulami ściany, wszystkie szyby w oknach rozbite. Na placu Trzech Krzyży cała wewnątrz spalona kamienica, w której odwiedzałam Marię Kuncewiczową. Koło kościoła na skwerze cały cmentarz”.