Artykuł
Polityka kija bejsbolowego
Donald Trump chce iść na celne starcie niemal ze wszystkimi, nawet z sojusznikami
Donald Trump w Białym Domu. 2 lipca 2020 r.
Z Markiem Zandim rozmawia Eliza Sarnacka-Mahoney
Coraz więcej Amerykanów obdarza zaufaniem Kamalę Harris, lecz w jednym wciąż jej nie dowierzają – że będzie w stanie zadbać o gospodarkę. Z czego to wynika?
Mówi pani o sondażach, prawda? Nie przykładałbym do nich zbyt dużej wagi, bo nie pomogły nam przed kilkoma poprzednimi wyborami... Zaś wracając do gospodarki: Amerykanie są bardzo niezadowoleni z cen, jakie muszą płacić za podstawowe usługi i artykuły. Cóż z tego, że inflacja spada, a ceny przestały rosnąć, jeśli konsument musi wydać o 20–25 proc. więcej niż przed kilku laty na te same produkty. Kryzys inflacyjny uderzył za rządów Bidena, więc w powszechnym mniemaniu to on jest wszystkiemu winny, to on ponosi odpowiedzialność. Z tego powodu Harris dostaje rykoszetem, bo jest częścią rządu Bidena. Wyborcy zadają pytanie: czy pod jej rządami koszty życia będą dalej rosnąć? Te obawy nie są zakorzenione w konkretach, w dużej mierze są dyktowane emocjami.
I podsycane przez Donalda Trumpa. Który na dodatek twierdzi, że powtórzy cud gospodarczy, jaki miał miejsce za jego pierwszej kadencji. Faktycznie było wtedy tak dobrze?
Nie było źle, lecz cudu na pewno nie było. Po pierwsze, Trump zaczął rządy w bardzo dobrym momencie, bo odziedziczył silną gospodarkę. Inflacja za Baracka Obamy była niska, poprawiły się zarobki, był to okres najdłuższego od czasów II wojny światowej nieprzerwanego wzrostu miejsc pracy. Gdy Trump zaaplikował gospodarce zastrzyk pobudzający w postaci cięć podatkowych, to, oczywiście, pojawiło się spodziewane dodatkowe ożywienie. Nie mamy jednak dobrego obrazu tego, jaka faktycznie była ekonomiczna spuścizna Trumpa, bo w czwartym roku jego prezydentury uderzyła pandemia. Wiemy, że mimo reformy podatkowej gospodarka już przed COVID-19 zaczynała mieć problemy. Wynikało to z chaosu spowodowanego wojnami celnymi, które szczególnie mocno uderzyły w sektor wytwórczy i transportowy. W rolnictwie karne taryfy zaczęły siać spustoszenie, bo w ramach odwetu Chińczycy, główny odbiorca naszej soi, obrali za cel właśnie ten segment naszej gospodarki. Eksport soi do Państwa Środka spadł o ponad 90 proc., rolnicy byli więc gotowi wziąć Trumpa na widły. Musiał im wysyłać czeki z dotacjami, kosztowało go to kilkanaście miliardów dolarów. Fed zaś, pełen złych przeczuć, zaczął odpowiadać na te zawirowania obniżaniem stóp procentowych.