Artykuł
Robiliśmy, co do nas należało
Matury wypadły w tym roku praktycznie identycznie jak w ubiegłym, ale i tak przeczytałem, że to dlatego, iż chciałem się przypodobać nowej władzy. Przeraża mnie to, że są ludzie, którzy na wszystko patrzą przez polityczną lupę
Z Marcinem Smolikiem rozmawia Anna Wittenberg
Po 11 latach kierowania Centralną Komisją Egzaminacyjną minister wręczyła panu odwołanie. I co teraz?
Urlop. Dawno nie byłem.
Dlaczego musiał pan odejść?
Usłyszałem, że potrzebne jest nowe spojrzenie. Trudno mi powiedzieć, co to znaczy, być może pani minister Nowacka planuje zmiany w egzaminach, których ja nie byłbym w stanie przeprowadzić? Nie wiem. Wydaje mi się, że mam jeszcze twórcze podejście – na tyle, na ile w ogóle jest miejsce na twórczość w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Wiem, że o moje zwolnienie zabiegały osoby ze środowiska nauczycielskiego, które mają duże zasięgi w mediach społecznościowych. Być może to także miało jakiś wpływ.
Czuje się pan hejtowany?
Przez długi czas obiektem hejtu była CKE jako instytucja, egzaminy raczej nie są powszechnie lubiane. W pewnym momencie, mniej więcej w 2019 r., hejt zaczął być kierowany wobec mnie osobiście. Komentarze, które wylały się po informacji o moim odwołaniu, były szczególnie trudne do przyjęcia. Moja rodzina ciężko zniosła tych kilka dni.
Zarzucano panu choćby tolerowanie mobbingu w jednym z zespołów pracujących nad podstawami programowymi.
Chodzi pani o informacje opublikowane w „Tygodniku Powszechnym”. Mam duży żal do dziennikarza za sposób, w jaki opisał tę sprawę. Bohater tekstu przepracował w CKE mniej niż trzy miesiące. Nigdy nie złożył formalnej skargi, sprawa nie trafiła do sądu. Proszę mi wierzyć, gdyby w CKE panowała atmosfera mobbingu, ludzie zaczęliby stamtąd odchodzić. Inaczej zareagowaliby też na moje odwołanie. Ta publikacja i oparte na niej komentarze zabolały tym bardziej, że zostawiam w CKE bardzo dobry i profesjonalny zespół. To ludzie przekonani o ogromnym znaczeniu egzaminów, zgrani, odpowiedzialni. Wielki kapitał dla mojego następcy.