Artykuł
Rycerz wolności czy kremlowski szpieg
Zatrzymanie Durowa może być elementem hazardowej rozgrywki Paryża. Gdyby szef Telegrama poszedł na współpracę, Francja uzyskałaby dostęp do nieprzebranych pokładów tajemnej wiedzy
Założyciel i szef Telegrama Paweł Durow przemawia na Mobile World Congress w Barcelonie, 23 lutego 2016 r.
Z Telegrama korzysta na co dzień niemal miliard ludzi i wiele instytucji na świecie. Cieszy się szczególną popularnością w Rosji i krajach dawnego Związku Radzieckiego, ale chętnie używają go też grupy opozycyjne w innych zakątkach globu. Platformę stworzyli bracia Nikołaj i Paweł Durowowie niedługo po tym, jak w 2014 r. władze Federacji Rosyjskiej zmusiły ich do sprzedaży poprzedniego przedsięwzięcia – komunikatora VKontakte (obecnie VK). Uczynili to już na emigracji, legitymując się paszportami karaibskiego mikropaństewka Saint Kitts i Nevis, a potem także Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Nikołaj, starszy z braci, to wybitny matematyk, stojący przede wszystkim za stroną informatyczno-techniczną przedsięwzięcia; Paweł wyspecjalizował się w marketingu i biznesie.
W różnych krajach pojawiały się w ostatnich latach poważne obawy, że Telegram jest wykorzystywany do nielegalnych celów przy wyjątkowo biernej (delikatnie mówiąc) postawie kierownictwa firmy. W Brazylii był nawet przejściowo zakazany, a w zeszłym roku szef ukraińskiego wywiadu wojskowego gen. Kyryło Budanow apelował o to samo do rządu w Kijowie. Za to w Rosji, gdzie surowe represje i administracyjne zakazy seryjnie spadają na platformy społecznościowe, gigantyczny interes „opozycyjnego liberała”, za którego uchodzi Paweł Durow, nie tylko hula bez przeszkód, ale wręcz stanowi alternatywny kanał komunikacji w armii i w części administracji, a także narzędzie sprzyjających Kremlowi blogerów. I to pomimo odmowy udostępniania służbom bezpieczeństwa wielu żądanych danych oraz lekceważenia wezwań do zamykania kont niewygodnych dla władz czy to Federacji Rosyjskiej, czy np. Chińskiej Republiki Ludowej.