Artykuł
Czarne piękno
Artysta powinien choć trochę bać się sceny. W przeciwnym razie ta robota w ogóle nie ma sensu
Maciej Maleńczuk, wokalista, gitarzysta rockowy, poeta. Najbardziej kojarzony z zespołami Püdelsi, Psychodancing i reaktywowanym przed rokiem Homo Twist. Właśnie ukazał się nowy album ostatniej z wymienionych formacji – „Spider”
Z Maciejem Maleńczukiem rozmawia Konrad Wojciechowski
Określ się jakoś: grasz rocka, jazz czy twista?
Faktycznie, podróżuję po gatunkach. Jest to spowodowane przede wszystkim moim niezwykłym talentem. A naprawdę – szukaniem pieniędzy. Homo Twist zaczynało działać, kiedy przestałem występować na ulicy. Klimat lat 90. sprzyjał takim zespołom i takiej muzyce. Jednego roku mieliśmy nawet pięć nominacji do Fryderyków, ale ostatecznie ani jednej nagrody nie otrzymaliśmy. I tak Homo Twist wylądowało w podziemiu.
Dlaczego nie dostaliście choćby jednego Fryderyka?
Czegoś nam brakowało, ale nie wiem czego. Graliśmy ciężko, lecz nie przystawaliśmy do heavy metalu. Do punka też zresztą nie. A Polak, niestety, lubi wszystko to, co już słyszał. Mamy w tym kraju jedno wielkie naśladownictwo muzyczne. Wystarczy włączyć telewizję. Albo pojechać do Jarocina. Występowałem tam w tym roku, między Farben Lehre a Pidżamą Porno. Umówmy się, jedni i drudzy grają absolutną komercję. Wyszedłem na scenę i poczułem, że jestem na marginesie. Kolejny raz.