Artykuł
Przekłuwanie szklanego sufitu dłutem
Odwilż po śmierci Stalina pozwoliła zaistnieć rzeźbiarkom, które zaczęły się wdzierać do zdominowanego przez mężczyzn świata. Była wśród nich Alina Ślesińska, o którą dziś spierają się fachowcy
Alina Ślesińska w swojej pracowni. 1959 r.
W ostatnich latach dyskurs o sztuce zdominowały wysiłki na rzecz wyrównania proporcji między kobietami a mężczyznami w historii sztuki i próby przywrócenia artystkom należnego im miejsca. Stało się tak głównie za sprawą badaczek, które uporczywie przekopują muzealne archiwa i udowadniają, że dzieła stworzone przez kobiety nie ustępują w niczym wytworom mężczyzn. W Polsce wysiłki na rzecz feminizacji historii sztuki podejmuje m.in. Muzeum Narodowe w Warszawie (MNW), które w 2023 r. zorganizowało wystawę „Bez gorsetu” poświęconą francuskiej XIX-wiecznej rzeźbiarce Camille Claudel oraz pionierskiej generacji polskich rzeźbiarek, które tworzyły w tym samym czasie co ona. Natomiast w tym roku w Muzeum Rzeźby w warszawskiej Królikarni, które jest częścią MNW, otwarto wystawę „Alina Ślesińska. Szkice przestrzeni”.
– Niewielka wystawa poświęcona Alinie Ślesińskiej jest częścią projektu przywracania pamięci o kobietach w sztuce. Za dwa lata planujemy w MNW dużą wystawę pt. „Szklany sufit – rzeźbiarki w latach 50. i 60. XX w.”. Opowiemy wtedy o tym, jak polskie artystki w trudnych czasach komunistycznego reżimu próbowały robić karierę za granicą i w kraju – wyjaśnia Alicja Gzowska, kuratorka wystawy.
Kobieta z dłutem to aberracja
O ile malarki w połowie XX w. dziwiły już niewielu, o tyle na rzeźbiarki wciąż spoglądano z nieufnością. Na tym nie koniec. – W PRL, mimo oficjalnego równouprawnienia, dominowało przeświadczenie, że kobieta nie powinna zajmować wysokich stanowisk kierowniczych, nie może być odpowiedzialna za stworzenie naprawdę znaczącego pomnika albo nie warto przyznawać jej stypendium, które pozwoliłoby jej na doskonalenie umiejętności. Pierwszeństwo do tych form wsparcia ze strony państwa mieli mężczyźni – wyjaśnia Alicja Gzowska.