Artykuł
Sztuka cichej wojny
Rosyjskie operacje dywersyjno-sabotażowe w krajach Zachodu dopiero się rozkręcają. Dla Kremla są być może ostatnią szansą na zawrócenie z równi pochyłej, a dla nas – fundamentalnym zagrożeniem
Demonstracja przeciwko działaniom GRU w Czechach. Praga, 19 kwietnia 2021 r.
10 lat temu mało kto myślał o Rosji jako o kraju zdolnym posunąć się do otwartej przemocy wobec krajów NATO czy Unii Europejskiej, a tym bardziej o możliwej pełnoskalowej wojnie w Europie. Owszem, było tuż po siłowej aneksji Krymu i zaczynała się zastępcza konfrontacja pomiędzy Kremlem a szeroko pojętym Zachodem w Syrii, ale to przecież były odległe peryferie.
Czeskie otrzeźwienie
W tamtych realiach, gdy kolejne eksplozje pod koniec 2014 r. zdemolowały składy amunicji w czeskich Vrběticach, powodując śmierć dwóch osób, pogłoski o rosyjskim autorstwie zamachów wydawały się wielu ludziom fantastyczne. Podobnie jak płynące już wcześniej z kręgów fachowych przestrogi, że Rosjanie mają zarówno instrumenty i procedury, jak i psychiczną gotowość, by w razie potrzeby organizować akty terroru i dywersji godzące bezpośrednio w państwa i społeczeństwa Zachodu. Ale wówczas przekraczało to granice wyobraźni przeciętnego Smitha i Kowalskiego, a dla wielu decydentów było bardzo niewygodne politycznie. Współpraca polityczna i biznesowa z Rosją była wszak całkiem intratna.
Mimo kłód rzucanych pod nogi przez „najwyższe czynniki” grupa czeskich śledczych oraz oficerów kontrwywiadu jednak nie odpuściła. Drążyli… i wreszcie wydrążyli. W kwietniu 2021 r. na biurku ówczesnego premiera Andreja Babiša wylądowały raporty jasno wskazujące, że za eksplozjami stali ludzie z rosyjskiego wywiadu wojskowego – Głównego Zarządu (dawniej: Głównego Zarządu Wywiadowczego, czyli GRU) Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Jak ujawniono, część z nich była zamieszana także w nieudaną próbę otrucia w