Wyszukaj po identyfikatorze keyboard_arrow_down
Wyszukiwanie po identyfikatorze Zamknij close
ZAMKNIJ close
account_circle Jesteś zalogowany jako:
ZAMKNIJ close
Powiadomienia
keyboard_arrow_up keyboard_arrow_down znajdź
removeA addA insert_drive_fileWEksportuj printDrukuj assignment add Do schowka
comment

Artykuł

Data publikacji: 2024-08-02

Praworządność czy sprawiedliwość

Istota problemu z sędziami nominowanymi przez neo-KRS nie leży w formalnej wadliwości procesu ich powołania, lecz w tym, czy rzeczywiście byli oni dyspozycyjni politycznie

Rządząca koalicja próbuje rozsupłać gordyjski węzeł, jaki pozostał w wymiarze sprawiedliwości po rządach Zbigniewa Ziobry. Robi to w imię praworządności, przez tego ostatniego wielokrotnie naruszanej. Jednak w swoich działaniach – podobnie jak jej poprzednicy – pomija tak naprawdę istotę sprawy, którą jest nie praworządność, lecz sprawiedliwość.

Po co nam wymiar sprawiedliwości

Oceniając spuściznę pozostawioną w sądownictwie przez obóz Zjednoczonej Prawicy, jak również zastanawiając się, jak wyjść z błędnego koła przyjętych przez nią niekonstytucyjnych rozwiązań, których nie da się usunąć w sposób zgodny z konstytucją – a być może nie da się usunąć w ogóle, dopóki swoje urzędy pełnią Andrzej Duda oraz sędziowie Trybunału Konstytucyjnego wybrani przez PiS – zbyt często pomijamy to, że punktem wyjścia zarówno dla jednego, jak i drugiego musi być pytanie, po co w ogóle jest wymiar sprawiedliwości. Służy on – jak sama nazwa wskazuje – do wymierzania sprawiedliwości i tego właśnie oczekują od niego obywatele: sprawiedliwych rozstrzygnięć. Radykalne działania partii Kaczyńskiego wynikały z mandatu społecznego otrzymanego od wyborców: od ponad dekady odsetek respondentów CBOS oceniających działalność sądów jako złą oscylował pomiędzy 40 a 50 proc. (w 2012 r. przekroczył 60 proc.). Ocenę dobrą wystawiało sądom maksymalnie 30 proc. ankietowanych. Z polskim wymiarem sprawiedliwości ewidentnie więc coś było nie tak. Główne przyczyny tego stanu rzeczy były – w mojej ocenie – dwie. Po pierwsze, to, co prof. Ewa Łętowska nazywała „biurokratycznym formalizmem” (a czasem „ekscesywnym formalizmem”), ja zaś nazywam „biurokratyczną kulturą korporacyjną”. Po drugie, organizacyjna niewydolność skutkująca przewlekłością postępowań. Polskie sądy orzekały powoli, a rezultaty ich ospałej aktywności bywały nierzadko po prostu sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i poczuciem sprawiedliwości.

close POTRZEBUJESZ POMOCY?
Konsultanci pracują od poniedziałku do piątku w godzinach 8:00 - 17:00