Artykuł
Wąska ścieżka ku ocaleniu
Jak przestawić zwrotnicę rozwoju cywilizacyjnego i jaką cenę można – a nawet trzeba – za to zapłacić
Slogany – w rodzaju „There is no alternative” (Nie ma alternatywy dla kapitalizmu) – zawsze mają swoją antytezę: marzenie o innym świecie, sprawiedliwszym, wolnym od nierówności, nieuzależnionym od władzy pieniądza.
Czy realny socjalizm, w którym, doświadczając różnych etapów jego rozwoju, przeżyliśmy ponad 40 lat, był spełnieniem tego snu? Raczej nie – żadna elitarystyczna dyktatura z cenzorskimi zapędami, moskiewskim namiestnikiem, wszechwładną tajną policją i obsesją na punkcie mundurów oraz przemysłu ciężkiego nie jest w stanie uchodzić za krainę spełnionych snów, nawet jeśli wspomina się ją z pewnym sentymentem.
Marazm antropocenu
Kiedy w 1974 r., Ursula K. Le Guin wydawała „Wydziedziczonych” (z ironicznym podtytułem „An Ambiguous Utopia” – „dwuznaczna utopia”), mieliśmy w Polsce po dekadach biedowania moment zachłyśnięcia się gierkowskim sockonsumpcjonizmem na kredyt, może więc dobrze się stało, że książka ta – naturalnie z przyczyn politycznych – ukazała się w polskim przekładzie dopiero dwie dekady później. Nie zostałaby bowiem zrozumiana. Tymczasem jest to jedna z najciekawszych w literaturze współczesnej prób opisania napięć, jakie wytwarzają się między biegunowo odmiennymi ideami: wiarą w kapitalistyczny dobrobyt, napędzany przez wzrost gospodarczy i rozmaite „ekonomie skapywania”, a przekonaniem, że można rzeczywistość społeczną zorganizować, eliminując z niej element konkurencji i wszystkożernego rynku.